Początek wakacji przyniósł dwa ważne wydarzenia dla portfeli Polaków, które mają wcale nie taki oczywisty wspólny mianownik. Pierwszą sprawę nagłośnił „Puls Biznesu”. Pod koniec czerwca Związek Banków Polskich wysłał list do premiera Morawieckiego oraz Komitetu Stabilności Finansowej, który tworzą szefowie instytucji kluczowych dla bezpieczeństwa sektora finansowego: Narodowego Banku Polskiego, Ministerstwa Finansów, Komisji Nadzoru Finansowego oraz Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Organizacja reprezentująca banki zaalarmowała tak szacowne grono w związku ze spodziewanym wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości UE. W największym skrócie: chodzi o rozstrzygnięcie, jak polscy sędziowie mają traktować umowy o kredyt frankowy, w związku z zastosowanymi w nich klauzulami niedozwolonymi, „naprawiać”, czyli wstawiać w zamian inny zapis (np. dotyczący zastosowania „sprawiedliwego” kursu walut zamiast ustalanego przez banki) czy usuwać je. Bankowcy wpadli w panikę z dwóch powodów: po pierwsze, są przesłanki, aby oczekiwać, że Trybunał nie zgodzi się na „naprawianie”, po wtóre, w tym właśnie kierunku idą ostatnie wyroki Sądu Najwyższego, co jest korzystne dla kredytobiorców, może np. oznaczać atrakcyjne przewalutowanie.
Stąd pojawił się pomysł, aby polscy urzędnicy uświadomili Trybunałowi konsekwencje jego decyzji. Wygląda na to, że zdesperowani autorzy listu postanowili sięgnąć po argument ostateczny: „too big to fail”, jesteśmy za duzi, żeby upaść. Tak jakby miało to znaczenie dla oceny prawnej. Choć historia III RP zna takie przypadki, jak wyrok Trybunału Konstytucyjnego z początku lat 90. dotyczący świadczeń wypłacanych przez ZUS. Wielu ludzi, w tym dzieci z rentą rodzinną, z dnia na dzień utraciło wtedy tzw. prawa nabyte i znalazło się w trudnej sytuacji, bo podobno było to konieczne ze względu na sytuację państwa. Koszty wyroku TSUE szacowane są na 60 mld zł i mogą być wyższe. W ubiegłym tygodniu NBP podał, że banki zarobiły 5,85 mld zł – od stycznia do maja.
Problemów z sektorem finansowym mieliśmy w III RP niemało. Czasami słyszę o „aferze SKOK”, jako podobno największej. A co z wciskanymi klientom polisolokatami wartymi kilkadziesiąt miliardów złotych? Nachalną sprzedażą funduszy inwestycyjnych? Co z opcjami walutowymi dla przedsiębiorców? Do tego samego worka jestem skłonny wrzucić projekt OFE, który miał zapewnić emerytury pod palmami. Sporo do powiedzenia na temat wydarzeń na rynku kapitałowym i dochodzenia sprawiedliwości mają inwestorzy giełdowi. Najwyższy czas, aby Polacy nabrali pewności, że prawo w kraju jest przestrzegane. System finansowy w Polsce nie zawali się od sprawiedliwych wyroków (oczywiście mogą być również korzystne dla banków, zobaczymy). Wręcz przeciwnie, ciążą na nim nierozliczone skandale i afery. I tu dochodzę od kolejnego ważnego wydarzenia, jakim było uruchomienie w lipcu pracowniczych planów kapitałowych. Ich twórcy zapewniają, że w odróżnieniu od OFE nikt w tym przypadku nie wyciągnie ręki po oszczędności Polaków, nie ma takiej możliwości prawnej. Jestem przekonany, że aby Polacy w to wierzyli, muszą zobaczyć sprawnie funkcjonujący i egzekwujący wyroki wymiar sprawiedliwości. Bez zaufania trudno coś budować na dziesięciolecia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.