Po przebudzeniu, żeby usunąć nadmiar łoju, pot i kurz – żel myjący do twarzy. Następnie, żeby poczuć się świeżo, tonik. Potem peeling, żeby złuszczyć naskórek. I na koniec nawilżająca maseczka. Teraz prysznic – szampon do włosów i odżywka ułatwiająca rozczesywanie. Na ciało żel lub kremowe mydło. Po wyjściu z wody balsam do ciała i stóp, a na twarz - krem. Pod pachy antyperspirant, na dekolt – perfumy. Wreszcie makijaż – najpierw podkład wyrównujący koloryt cery, po nim puder sypki lub w kamieniu, a na policzki róż. Na powieki cień, na rzęsy – tusz, na usta - szminka. Na koniec krem do rąk.
Tak wygląda poranek przeciętnej Polki, która szykuje się do pracy. I która, aby wyglądać atrakcyjnie i pięknie pachnieć, używa codziennie średnio od kilku do kilkudziesięciu różnych kosmetyków. Każdy z nich ma średnio od 15 do 50 składników, można więc założyć, że Polki nakładają na siebie ponad pół tysiąca składników chemicznych, które oddziałują z ich skórą.
Czy to bezpieczne?Jak alarmuje francuska organizacja ochrony konsumentów UFC Que Choisir (Francja wytwarza i eksportuje najwięcej kosmetyków na świecie), prawie jeden na trzy kosmetyki zawiera substancje toksyczne, drażniące, wysoce alergenne lub zaburzające gospodarkę hormonalną. I wzywa europejskie władze do niezwłocznego zakazania stosowania w kosmetykach aż 143 substancji, które zdaniem jej ekspertów najbardziej zagrażają ludzkiemu zdrowiu.
Kilogramy na twarzy
Zacznijmy od tego, że legalnie działający na terenie Unii producenci kosmetyków muszą przestrzegać zarówno przepisów unijnych, jak i krajowych – w Polsce to całkiem nowa Ustawa o produktach kosmetycznych z 2018 roku. Zgodnie z nowym prawem kosmetyki dopuszczone do sprzedaży na terenie Unii Europejskiej muszą przejść cały szereg obowiązkowych badań, testów i ocen toksykologicznych. Dotyczy to wszystkich kosmetyków bez wyjątków, także kosmetyków naturalnych.
- Mamy jedno wspólne i bardzo dobre prawo w całej Unii, a pod względem wymogów bezpieczeństwa jest ono najbardziej restrykcyjne na świecie – zapewnia dr inż. Ewa Starzyk, dyrektor ds. naukowych i legislacyjnych w Polskim Związku Przemysłu Kosmetycznego.
Jednak to restrykcyjne prawo i tak jest dziurawe. Przepisy nie mówią bowiem, które substancje czynne można stosować w kosmetykach. Zamiast tego funkcjonuje tzw. czarna lista, zawierająca związki, których obecność w kosmetykach jest zabroniona (jest ich ponad 1,3 tys.) oraz dozwolonych warunkowo. Są też wykazy barwników, substancji konserwujących i promieniochronnych wraz z podaniem norm, czyli ilości, zakresu i warunków wykorzystania. Normy dotyczą jednak tylko jednego produktu, a wiadomo, że Polki nakładają na siebie masę różnego rodzaju kosmetyków, więc mogą te bezpieczne granice codziennie przekraczać.
Jak wynika z najnowszego badania firmy Nivea „Global Face Care & Cleansing Study” - Polki używają wyjątkowo dużo kosmetyków. Aż 79 proc. z nich stosuje krem do twarzy, a prawie dwie trzecie używa też wariantu na noc. 35 proc. stosuje kosmetyki przeciwstarzeniowe na dzień, a prawie jedna trzecia na noc. Jedna czwarta używa kremów do okolic oczu. Polki lubią się też malować. Ankiety agencji badawczej BioStat wykazały, że aż dwie trzecie polskich kobiet codziennie się maluje. 23 proc. robi sobie makijaż kilka razy w tygodniu. Tymczasem jeszcze pięć lat temu malowała się zaledwie połowa Polek.
Wiadomo, że ten trend nie za bardzo martwi samych producentów kosmetyków, którzy zapewniają, że ich produkty są bezpieczne dla naszego zdrowia, i nie ma tu znaczenia, czy nakładamy ich kilka na raz, czy stosujemy je osobno. Innego zdania jest na przykład duńska toksykolożka, Ewa Daniél, która kieruje AllergyCertified.com, międzynarodową organizacją certyfikującą produkty dla alergików.
- W Unii mamy restrykcyjne regulacje dotyczące kosmetyków. Mimo to w AllergyCertified wciąż widzimy jak wiele jest alergenów w kosmetykach od legalnie działających producentów z Unii Europejskiej. Dlatego nie uważam, aby te ograniczenia były wystarczające. Co więcej, kosmetyki mogą czasem zawierać składniki, które mogą zaszkodzić naszemu ciału – tłumaczy Daniél.
Czarna lista
Na czarnej liście AllergyCertified jest np. konserwant methylisothiazolinone (MT lub MIT), bardzo mocno uczulający, który dodany do wilgotnych chusteczek powoduje ciężkie reakcje skórne u dzieci. Natomiast francuska UFC QC do kategorii szkodliwych substancji, które spotkamy na drogeryjnej półce, zalicza m.in: toksyczny składnik kompozycji zapachowej butylofenylo propionaldehyd czy zakazany ostatnio przez samych Francuzów barwnik dwutlenek tytanu, który Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem (IARC) klasyfikuje jako substancję rakotwórczą z grupy 2B, co oznacza, że „prawdopodobnie ma rakotwórcze działanie dla ludzi”. Niektóre składniki kosmetyków mogą mieć też wpływ na układ hormonalny człowieka – według UFC QC to konserwant propylparaben. Z kolei według wiedzy Ewy Daniél działanie zaburzające gospodarkę hormonalną ma także kwas salicylowy często spotykany w popularnych kremach przeciwtrądzikowych. Dlatego AllergyCertified nie dopuszcza używania tego kwasu w certyfikowanych przez siebie kosmetykach.
Co do tego, że kosmetyki mogą zawierać składniki zaburzające gospodarkę hormonalną nie ma wątpliwości także dr Anetta Karwacka, ginekolog i położnik, która na ten temat pisała swój doktorat. Wnioski?
– Kosmetyki zawierające parabeny, Bisfenol-A, triclosan czy pyretroidy mogą wpływać niekorzystnie na płodność nie tylko kobiet, choć my jesteśmy bardziej narażone, bo używamy ich więcej. Przedłużają czas do zajścia w ciążę i obniżają parametry nasienia. Wiemy, że mogą obniżać rezerwę jajnikową kobiet, że być może, bo takie są również doniesienia w literaturze, zwiększają ryzyko poronień. Prawdopodobnie mogą też mieć wpływ na ustanowienie pierwotnego potencjału płodnego u płodu i zaburzać dojrzewanie płciowe u dzieci. Więc grupą, która powinna szczególnie uważać na to jakich kosmetyków używa, jest są ciężarne kobiety – ostrzegała dr Karwacka.
Jak więc bronić się przed substancjami, które naukowcy klasyfikują jako potencjalnie szkodliwe dla naszego zdrowia?
- Używać jak najmniej produktów, które mogą zawierać tego typu składniki. Zwracam też uwagę na nie do końca uzasadnione używanie w większości kosmetyków UV filtrów, które też są związkami endokrynnie czynnymi. Nie musimy stosować tych filtrów idąc do biura na 12 godzin pracy. To samo z balsamami, których używamy zimą – dlaczego są tam filtry? To zupełnie nieuzasadnione – mówi dr Anetta Karwacka.
Ponieważ najbardziej narażone na ewentualne szkodliwe działanie kosmetyków są dzieci i kobiety w ciąży, eksperci apelują o szczególną ostrożność w doborze kosmetyków, które będą miały kontakt z ich skórą. A wybierając się na zakupy zalecają korzystać z aplikacji, które sprawdzają skład kosmetyku i ostrzegają przed składnikami niepożądanymi. Wybierając kosmetyki warto też szukać wiarygodnych, międzynarodowych certyfikatów, jak np. Ecocert, Cosmebio, ICEA czy AllergyCertified. Na co jeszcze uważać? Na coraz popularniejsze kosmetyki z różnych zakątków świata, np. azjatyckie, gdzie regulacje są dużo mniej restrykcyjne niż w Europie. Kupując taki kosmetyk przez Internet dodatkowo ryzykujemy, że okaże się chińską podróbką zawierającą substancje rakotwórcze zakazane w kosmetykach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.