Tydzień po wyborach parlamentarnych Jarosław Kaczyński spotkał się z Andrzejem Dudą. Jak dowiedział się „Wprost”, rozmowa odbyła się w Pałacu Prezydenckim i trwała półtorej godziny. – Uzgodniono wyborczą strategię i podział zadań między Nowogrodzką a otoczeniem prezydenta – opowiada nasz informator. W obozie Zjednoczonej Prawicy już słychać, że batalia prezydencka będzie bitwą o wszystko. Co prawda to samo słyszeliśmy przed wyborami do europarlamentu i parlamentu krajowego, ale rzeczywiście, wybory prezydenckie nabrały nowego wymiaru po tym, gdy opozycji udało się uzyskać większość mandatów w Senacie. Gdyby kandydat opozycji przejął też urząd prezydencki, to sprawowanie władzy przez PiS w kolejnych trzech latach mogłoby się sprowadzić wyłącznie do administrowania. Żeby odrzucić weto prezydenta, potrzebna jest kwalifikowana większość 3/5 głosów, której obóz rządzący nie ma. Zgodnie z konstytucją nowy prezydent razem z Senatem mógłby też rozpisywać referenda, które dodatkowo krzyżowałyby plany Zjednoczonej Prawicy.
Raczej później niż wcześniej
PiS zdaje sobie sprawę z tego zagrożenia, dlatego chce, by Andrzej Duda jak najszybciej rozpoczął kampanię prezydencką i w ten sposób zagwarantował sobie wygraną. I to jest pierwszy przedmiot sporu między Pałacem Prezydenckim a Nowogrodzką, czyli siedzibą PiS. Bo z kolei otoczenie głowy państwa uważa, że z ogłoszeniem walki o reelekcję nie ma się co spieszyć. Gdy bowiem urzędujący prezydent zamieni się w kandydata na prezydenta, zacznie podlegać określonym rygorom. Jego wyjazdy przestaną być wizytami w ramach obowiązków głowy państwa, a staną się elementem kampanii, zacznie się prześwietlanie przez media jego finansów kampanijnych itd. Krakowskim targiem stanęło na tym, że prezydent ogłosi swoją wolę walki o reelekcję po Nowym Roku.
– Zrobimy to prawdopodobnie w lutym w rocznicę pierwszej konwencji Andrzeja Dudy z 2015 r. – twierdzi nasz informator. Kształt sztabu wyborczego również może być obiektem przepychanek. – Sztab będzie na Nowogrodzkiej, ale nie znajdą się w nim ludzie, których Andrzej sobie nie życzy – mówi współpracownik głowy państwa. Według naszych informacji prezydent nie chciałby w sztabie m.in. Waldemara Parucha, szefa Centrum Analiz Strategicznych. Andrzej Duda krytycznie ocenia niektóre jego działania w kampanii parlamentarnej PiS i nie chce powtórki z błędów, które zostały popełnione w tym roku. Głowa państwa nie życzy sobie także udziału w kampanii tzw. kelnerów, jak w Pałacu nazywają Annę Plakwicz i Piotra Matczuka z firmy Solvere [twórców kampanii „Sprawiedliwe sądy” – red.]. – Oni nie mają żadnych pomysłów, są jedynie wykonawcami, a kreują się na nie wiadomo kogo. Prezydent źle ich ocenia – mówi osoba z otoczenia Dudy. Ale Nowogrodzka będzie miała niemały wpływ na skład sztabu wyborczego. – Po pierwsze to oni zapłacą za kampanię, a więc mogą wymagać, żeby określeni ludzie pracowali w sztabie. Po drugie, potrzebujemy Nowogrodzkiej, żeby ruszyć struktury PiS, bo bez tego nie da się zrobić skutecznej promocji kandydata – przyznaje nasz rozmówca.
Parada delfinów
Konflikty w sztabie wyborczym mogą rozłożyć każdą kampanię. Politycy PiS, którzy uczestniczyli w kampanii prezydenckiej 2015 r., do dzisiaj wspominają, jak to sztab Bronisława Komorowskiego nie potrafił rozwiązywać bieżących problemów, bo ludzie wyznaczeni przez partię nie potrafili dogadać się z otoczeniem prezydenta. W rezultacie sztab Komorowskiego tygodniami nie reagował na wpadki. Tymczasem w sztabie Andrzeja Dudy decyzje zapadały szybko i to była istotna przewaga nad Komorowskim. Pytany o rafy, na których może rozbić się kampania prezydenta, nasz rozmówca wskazuje dwie rzeczy – dobry kandydat opozycji i … wojna w PiS.
– Nie każdemu w naszym obozie zależy na tym, żeby Andrzej wygrał te wybory – mówi nasz rozmówca. Jego zdaniem rywalizacja, jaka toczy się w obozie rządzącym między ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą a premierem Mateuszem Morawieckim o schedę po Jarosławie Kaczyńskim (choć ten na razie nigdzie się nie wybiera) może dotknąć i Andrzeja Dudę. – Pretendenci do funkcji lidera zdają sobie sprawę, że Andrzej bardzo się wzmocni, gdy po raz drugi wygra wybory prezydenckie, i może być naturalnym kandydatem na lidera prawicy po zakończeniu urzędowania w Pałacu Prezydenckim. Nie wykluczam, że niektórym naszym kolegom przyjdzie do głowy, iż lepiej go w tym dziele nie wspierać, a nawet osłabić – słyszymy. Nasz rozmówca dodaje, że o skłonność do takiego działania podejrzewany jest przede wszystkim minister Ziobro, lider Solidarnej Polski. – W PiS wprost mówi się, że to on inspirował przeciek do mediów w sprawie współpracownika Mariana Banasia z Ministerstwa Finansów, a chodziło o to, żeby zyskać lepszą pozycję w rozgrywce z Mateuszem Morawieckim – mówi nasz rozmówca.
– A skoro Ziobro zaczął coraz mocniej podszczypywać Morawieckiego, bo wie, że premier pretenduje do roli lidera na prawicy, to następny w kolejce jest Andrzej. Spodziewamy się w kampanii „bomb medialnych” inspirowanych przez jego środowisko. Rzeczywiście można zauważyć, że członkowie Solidarnej Polski, inaczej niż reszta obozu prawicy, uważają, iż w ciągu pierwszego roku po wyborach PiS powinien przeprowadzić wszystkie twarde reformy, żeby rozprawić się z niesprzyjającymi mediami, sędziami, uczelniami, a nawet środowiskami kultury, gdyż wszystkie te grupy lansują ideologię sprzeczną z zasadami wyznawanymi przez prawicę. I dodają, że bez tego Andrzej Duda przegra wybory prezydenckie. Na razie ich pomysły nie znalazły posłuchu w kierownictwie partii, które uznało, że zaostrzenie kursu to droga do porażki w wyborach prezydenckich. – Ziobryści są bardzo niezadowoleni z obrania miękkiego kursu – mówi nasz rozmówca. Na dodatek Ziobro musi walczyć o pozycje swoich ludzi w spółkach Skarbu Państwa, a im silniejszy Duda czy Morawiecki, tym ich pozycja słabsza.
Książka na wybory
Gdy w mediach pojawiły się informacje o tym, że Donald Tusk wydaje w grudniu nową książkę, jego zwolennicy i przeciwnicy nie kryli radości, bo jedni i drudzy potraktowali to jako sygnał, że były premier stanie do wyścigu prezydenckiego w maju 2020 r. W 2005 r. obecny szef Rady Europejskiej wydał książkę, która była elementem jego kampanii prezydenckiej. Wiadomo, że tamta kampania skończyła się podwójną porażką Tuska (jako kandydata na prezydenta i lidera partii). Jednak zwolennicy uważają, że tylko on może pokonać Andrzeja Dudę w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i uratować opozycję przed kolejnymi trzema latami bezradnego przyglądania się rządom PiS. Dlatego informację o wydaniu nowej książki przyjmują za dobrą monetę. Jego przeciwnicy zaś uważają, że byłby łatwym celem do zwalczania w wyborach prezydenckich. Otoczenie Andrzeja Dudy od kilku tygodni robi szczegółowe badania dotyczące kandydatów na prezydenta ze strony opozycji i właśnie poparcie dla Donalda Tuska przebadali w pierwszej kolejności.
– Tusk mobilizuje elektorat Platformy, ale wyborców innych partii opozycyjnych już nie – mówi nasz informator ze Zjednoczonej Prawicy. Z badań wynika mianowicie, że wyborcy lewicowi nie chcą oddać głosu na szefa Rady Europejskiej. Poza tym Tusk jak nikt inny mobilizuje wyborców PiS do udziału w głosowaniu. – A jeśli zdecyduje się kandydować, to w sztabie będziemy się kłócić o to, które z telewizyjnych „setek” byłego premiera wyrzucić ze spotów, tyle ich jest – mówi nasz rozmówca. – Na nowo rozniecilibyśmy konflikt PO-PiS – śmieje się. Zupełnie inaczej wypada Małgorzata Kidawa-Błońska z PO, kolejna potencjalna kandydatka opozycji na urząd prezydenta. – Nie mobilizuje naszych wyborców, jako kobietę trudno ją będzie atakować. Ale jej wizerunek jest chłodny, raczej odpycha wyborców, niż ich przyciąga. W kampanii nie byłaby trudną przeciwniczką dla Andrzeja – mówi nasz informator. Według informacji „Wprost” z badań prowadzonych przez doradców Andrzeja Dudy wynika natomiast, że groźnym konkurentem dla obecnego prezydenta byłby Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL. – Szef ludowców jest młody, reprezentacyjny, spokojny, prezentuje rozsądny, umiarkowany konserwatyzm. Posiada dokładnie takie same cechy jak Andrzej, ma nawet, tak jak prezydent, młodą, ładną żonę, co wyborcy szczególnie cenią u Andrzeja.
Potrafi też przemawiać równie dobrze jak on. Mielibyśmy z nim trudno w drugiej turze wyborów prezydenckich. Ale do niej Kosiniak-Kamysz nie wejdzie przy mnogości kandydatów opozycji – twierdzi osoba z otoczenia Andrzeja Dudy. Słabością tej kandydatury, według naszego rozmówcy, jest to, że Kosiniak-Kamysz w trosce o pozycję PSL nie będzie chciał wchodzić w ostre zwarcie z Andrzejem Dudą, żeby nie narazić swojej partii na reperkusje ze strony PiS. Niewykluczone jednak, że to jest myślenie życzeniowe. Pewne jest natomiast, że jeżeli Kosiniak-Kamysz wystartuje w wyborach prezydenckich i nie wejdzie do drugiej tury, to Andrzej Duda pokusi się o przejęcie jego elektoratu. W 2015 r. kandydat PiS wygrał starcie z Bronisławem Komorowskim m.in. dlatego, że przejął głosy Pawła Kukiza, na którego zagłosowało prawie 21 proc. wyborców. W tym roku Andrzej Duda na taki fart nie ma co liczyć. Potencjał lidera PSL wyczuwa Donald Tusk. Jak dowiedział się „Wprost”, w piątek 25 października w Brukseli doszło do spotkania szefa Rady Europejskiej i Władysława Kosiniaka-Kamysza. – Rozmawiali ze sobą dwie i pół godziny – mówi nasz informator. Co prawda nie zdradza, o czym, ale nie trudno zgadnąć, że temat wyborów prezydenckich musiał się pojawić.
Inteligencki Kukiz
Niespodziewanie na giełdzie nazwisk potencjalnych kandydatów na kandydata do wyścigu prezydenckiego pojawił się Szymon Hołownia, 43-letni katolicki pisarz i publicysta. – Wiem, że jeden z biznesmenów opłacił badanie focusowe, aby sprawdzić, jak jest postrzegany Hołownia w kontekście kandydata na lidera politycznego, jakie jego cechy dostrzega opinia publiczna, a jakie są pożądane i należałoby je wykreować – mówi polityk opozycji. Nieoficjalnie mówi się, że Hołownia miałby wystąpić w charakterze „inteligenckiego Kukiza”. To znaczy spełnić podobną funkcję, jaką w poprzednich wyborach prezydenckich odegrał popularny muzyk.
A więc w pierwszej turze zmobilizować wyborców, którzy normalnie zostaliby w domu, a w drugiej turze przekazać swoje głosy na rzecz innego kandydata – w tym przypadku startującego przeciwko Dudzie. O ile pięć lat temu Kukiz mobilizował raczej elektorat protestu, o tyle Hołownia miałby przyciągnąć do urn sfrustrowaną, zniechęconą do partii politycznych inteligencję. Nasz rozmówca uważa jednak, że w badaniach dotyczących Hołowni chodziło raczej o sprawdzenie, czy dziennikarz nadawałby się na lidera nowego projektu politycznego, a nie o wyłonienie kontrkandydata dla Andrzeja Dudy. Niemniej jednak nazwisko popularnego publicysty, który prowadził TVN-owskie talent show, zaczęło krążyć w przestrzeni publicznej właśnie w tym kontekście. (Sam zainteresowany się na ten temat nie wypowiada).
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.