Krakowskim Przedmieściem w kierunku pałacu prezydenckiego rozchwianym krokiem idzie pięciu młodych mężczyzn. Zaliczyli już kilka pubów. Jest noc z piątku na sobotę 10 lutego 2018 r. Mężczyźni natykają się na barierki przygotowane do obchodów miesięcznicy smoleńskiej. Muszą skręcić w ul. Trębacką. Kiedy pół godziny później policja ich wylegitymuje, w notatniku funkcjonariusza znajdą się m.in. nazwiska: Adrian C., Aleksander K., Norbert L. Za tą grupą w odległości kilkunastu metrów podąża inne rozbawione męskie towarzystwo. Ci wyszli właśnie z restauracji Bazyliszek na Starym Mieście. Kilku pożegnało się z kolegami w okolicy trasy W-Z, pozostali, wśród nich Paweł K., przez kolegów nazywany Kulą, weszli w Trębacką. Kilka minut przed godziną pierwszą dochodzi do utarczki między Pawłem K. a Adrianem C. – Podeszliśmy z Adrianem do barierki. Kolega zapytał stojącego tam policjanta, czy może przejść na drugą stronę Krakowskiego Przedmieścia. „Niemożliwe”, padła odpowiedź. Zawróciliśmy i wtedy ten łysy (chodziło o Pawła K.) zaczął iść w naszą stronę. „Na co się patrzysz, frajerze jeb…?!” – krzyknął Adrian. Usłyszeliśmy: „Ch… ci do tego”. Próbowałem powstrzymać Adriana, ale mi się wyrwał – zeznał Aleksander K. przesłuchiwany na komendzie zaraz po zdarzeniu.
Nikt nie widział noża
Żaden z uczestników kłótni nie dostrzegł momentu, w którym Paweł K. osunął się na chodnik. Wezwano pogotowie, przybiegli zawiadomieni przez przechodniów policjanci dyżurujący na Krakowskim Przedmieściu. Jeden z nich zobaczył, że mężczyzna leżący na bruku ma krwawe rany klatki piersiowej. Chrapliwy oddech rannego ustawał. Policjant reanimował go do przyjazdu karetki. – Nie widziałem noża – zeznał funkcjonariusz – tam było ciemno. Ale zauważyłem, że ci mężczyźni się zataczali. Nie to, że byli podchmieleni, oni za dużo wypili, chcieli się bić. Chwilę potem do tego doszło. Kiedy poturbowany Adrian C. podnosił się z ziemi, został kopnięty w twarz. Norbert L., który do bijących dołączył nieco później (odszedł za potrzebą fizjologiczną), też oberwał od nieznanego mu mężczyzny.
Tylko Piotr W. (z grupy Pawła K.) nie wziął udziału w bójce, bo jak zeznał, ma wyrok w zawieszeniu za udział w zorganizowanej grupie przestępczej i czerpanie korzyści z nierządu. „Nie chciałem być przypisany do tego zdarzenia. Z uwagi na moją przeszłość mógłbym być posądzany o sprawstwo”. Słaniający się na nogach Adrian C. z podbitym okiem został doprowadzony do karetki pogotowia. Kiedy wchodził do wozu, ratownik zauważył u niego za paskiem składany nóż typu motylek o długim ostrzu. 37-letni Paweł K. w ciężkim stanie trafił do szpitala. Miał sześć ran kłutych. Tramwaje Warszawskie, gdzie pracował, apelowały o oddawanie krwi dla rannego kolegi. Mimo przeprowadzonych operacji K. zmarł 11 dni później. Zostawił żonę i trójkę dzieci w wieku 11 lat, trzy lata oraz półtora roku. W przedsiębiorstwie cieszył się opinią osoby spokojnej i wyważonej. Był inżynierem, zajmował się inwestycjami.
Co ci przeszkadza, frajerze!
27-letni Adrian C., informatyk w firmie aplikacji mobilnych, nie przyznał się do zabójstwa. Wyjaśnił, że wieczorem 9 lutego spotkał się z kolegami ze szkoły średniej; to była nadzwyczajna okazja, przenosili się z jednego lokalu do drugiego. Był pijany (badanie tuż po zdarzeniu wykazało niewiele ponad 0,5 promila alkoholu w organizmie) i nie pamiętał, co się działo po wyjściu nocą na miasto. „W pewnym momencie moja świadomość się wyłączyła, podejrzewam, że ktoś coś mi dodał do piwa”. Zapewniał, że nigdy nikogo nie zaczepił, nie jest zdolny do agresji, wyznaje pogląd, że życie jest największą wartością, jaką otrzymujemy od Boga. Tak, miał przy sobie w saszetce nóż typu motylek. Zabrał go, gdy szedł na grzyby, i zapomniał wyjąć. Śledczym nie udało się ustalić, co było przyczyną konfliktu. Aleksander K. twierdził, że Paweł K. pierwszy zaczepił jego grupę, zupełnie bez powodu. Leszek W., kolega zabitego, przedstawił sytuację inaczej: – Kiedy doszliśmy do miejsca, gdzie były rozstawione barierki, usłyszałem uderzenia jakby w blaszany kubeł na śmieci.
Paweł K. powiedział do sprawcy, aby nie demolował, dlaczego to robi. Zapamiętałem takie słowa tego nieznajomego mężczyzny: „Co ci przeszkadza, frajerze!”. I wtedy ci dwaj ruszyli do zwarcia. Ja wołałem: „»Kula«, odpuść!”. Ale nie doszło do bójki, Paweł był bierny, a agresor tylko kilka razy go odepchnął. Nie widziałem w jego ręku noża. Aleksander K. zaprzeczył, aby ktoś z jego towarzystwa uderzał w barierki. Podczas kolejnego przesłuchania Leszek W. przypomniał sobie więcej szczegółów. Między innymi, że gdy „Kula” leżał na chodniku w rozpiętej kurtce, podniósł mu koszulę i zobaczył kłute rany. Zaczął krzyczeć: „Uważajcie, tamten ma kosę”. Koledzy Adriana C. potwierdzili, że miał on zwyczaj nosić ze sobą składany nóż, bawił się nim w czasie spotkania w pubie. Biegły sądowy dostrzegł na kciuku Adriana C. dwa zranienia wskazujące, że Paweł K. usiłował się bronić przed atakiem nożownika. „Cios był zadany z dużą siłą” – orzekł biegły.
Psycholodzy nie stwierdzili u Adriana C. upośledzenia umysłowego, poziom inteligencji oskarżonego ocenili powyżej średniej. Ale „badany wypiera negatywne bodźce, ma ograniczany wgląd we własną osobowość. Źródła swoich niepowodzeń szuka na zewnątrz”. Zaraz po rozpoczęciu procesu Adrian C. przeprosił rodzinę ofiary. – Nie wiem, jak do tego doszło. Jest mi naprawdę ciężko, bo zginął człowiek. Mam przebłyski, że ktoś powiedział do mnie „Ja cię zabiję, k…”. Mogłem się zasłaniać. Ani świadkowie oskarżenia, ani obrony nie widzieli początku zdarzenia. Podczas procesu obejrzano nagranie z ulicznego monitoringu. Kamera nie obejmowała całego terenu, gdzie rozegrała się tragedia. Nie było widać momentu upadku ofiary. W trakcie projekcji świadkowie komentowali: „Widzę grupę ludzi, ale nie rozpoznaję nikogo”. „Nie wiem, kto uderzył Adriana C”..
„Nie widziałem żadnego narzędzia w dłoni mężczyzny, który mierzył się z Kulą”. „Nie wydaje mi się, aby Adrian kopał barierki, czy coś przesuwał, nic takiego nie miało miejsca”. „Ja zwróciłem uwagę na całe zdarzenie, dopiero gdy usłyszałem krzyk, że został użyty nóż”. Prokuratora interesowało, dlaczego doszło do bójki między dwiema grupami mężczyzn i kiedy to się zaczęło: po tragicznym starciu Pawła K. z Adrianem C. czy może wcześniej. – Wszyscy byli pijani. Ktoś krzyknął, że Piotr K. jest ranny, wtedy jego kumple rzucili się na Adriana C. – odpowiedział jeden ze świadków. Oskarżony nadal nie przyznawał się do użycia noża. Ale na sali sądowej już inaczej wyjaśniał, dlaczego miał „motylka”. Otóż nosił go, odkąd został napadnięty w Pruszkowie – w ulicznym tumulcie dźgnął go nieznany sprawca.
Kodziarz i ubywatel
O procesie, chociaż na sali sądowej przysłuchiwało mu się tylko trzech dziennikarzy, było głośno w telewizji publicznej, „Super Expressie” i na prawicowych portalach. Wydarzeniu szybko zaczęto nadawać kontekst polityczny. „Super Express” w nagłówku ostrzegał czytelników: „Nożownik grasuje w Warszawie. Zaatakował przed miesięcznicą smoleńską”. „Adrianowi C. nie spodobały się stojące barierki. – Co za cwel je tutaj ustawił?! – krzyknął. Na te słowa zareagował Paweł K., który wracał ze spotkania z przyjaciółmi. (…) Dobrze, że w porę przyjechała policja, bo kiedy Adrian C. wyciągnął nóż i wbił go swojej ofierze pod serce i w brzuch, mogło dojść do linczu” – orzekł dziennikarz „Super Expressu”, zanim jeszcze zapadł nieprawomocny wyrok. Komentatorzy na portalach prawicowych przedstawiali Adriana C. jako „typowego KODziarza” i „UBywatela”, kolejnego „POwskiego bandytę mordującego Polaka”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.