Ubiegłoniedzielne wybory w Turyngii przykuwają uwagę głównie z jednego powodu. W ich wyniku w tym niemieckim kraju związkowym powstała unikatowa, a być może (kto to wie?) prekursorska polityczna konfiguracja. Oto zdecydowanymi zwycięzcami wyborów okazują się... postkomuniści, czyli spadkobiercy niesławnej pamięci partii Ulbrichta i Honeckera, w Niemczech (inaczej niż w Polsce) do niedawna jeszcze izolowani swoistym „kordonem sanitarnym”. Wygrywają oni po raz pierwszy niemieckie wybory regionalne, choć ich turyński szef – popularny 63-letni Bodo Ramelow – sprawował już w Erfurcie urząd premiera czerwono-zielonego rządu koalicyjnego. Wtedy, w roku 2014, to, że socjaldemokraci i zieloni zdecydowali się oddać premierostwo postkomuniście, byle tylko odebrać władzę zwycięskiej jeszcze podówczas chadecji, traktowane było w Niemczech jako psychologiczny przełom, oprotestowywany przez co bardziej antykomunistycznie nastawionych polityków.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.