Ludzie małej wiedzy, lilipuciej wiary i mikroskopijnej woli zdobywają olbrzymią władzę nad wielkim narodem
Politycy w Polsce chcą mieć telewizję, a powinni mieć wizję. Na razie mają wizyjkę – malutkich celów i drobnych kroczków. A wszystko to w sosie konformizmu, nieróbstwa i paraliżującego strachu przed zrobieniem czegokolwiek ważnego. W sprawach codziennych, w budowaniu własnej pomyślności Polacy sobie świetnie radzą. I nie po to mają rząd, żeby jego najwyższą ambicją było budowanie boisk w gminach, choć i te się przydadzą. Nie może być tak, że filozofią rządzenia jest ulubione powiedzonko Scarlett O’Hary z „Przeminęło z wiatrem". Gdy sobie z czymś nie radziła, mówiła: „Pomyślę o tym jutro". A potem przesuwała decyzję na „pojutrze”, potem na „popojutrze” itd. To żałosne, żeby na szczytach władzy dominował już nawet nie minimalizm, tylko mikromalizm.
Czy Donald Tusk chce przejść do historii jako najbardziej wysportowany polski premier, czy wręcz najlepszy piłkarz pośród szefów rządów? To absurd, bo dobrymi piłkarzami mają być Ebi Smolarek albo Artur Boruc, a nie premier Rzeczypospolitej. Premier ma mieć ambicję pozostawienia po sobie czegoś, co przejdzie do historii. Ma rozniecić zapał społeczeństwa wokół porywających pomysłów. Jak de Gaulle, dzięki któremu Francja ma nie tylko ustrój zwany V Republiką, ale też tyle elektrowni jądrowych, że wytwarzają niemal 80 proc. energii i na dekady uniezależniają Francję od energetycznego szantażu. Albo jak kanclerz Niemiec Ludwig Erhard, który uczynił Niemcy największym eksporterem świata. Niechby nawet nasz premier wziął przykład z Georgesa’a Pompidou, który zostawił po sobie słynne paryskie centrum sztuki współczesnej. Albo z José Maríi Aznara, który z hiszpańskich kolei uczynił perłę – symbol nowoczesności, organizacyjnej sprawności i estetycznej doskonałości. Niechby wreszcie Donald Tusk wziął przykład z przywódców II Rzeczypospolitej, którzy z niczego zbudowali Gdynię i Centralny Okręg Przemysłowy.
Niechby nawet Donald Tusk wziął przykład z Edwarda Gierka, i pozostawił po sobie coś takiego jak odbudowany Zamek Królewski w Warszawie. Albo z Lecha Kaczyńskiego, po którego prezydenturze w stolicy pozostanie Muzeum Powstania Warszawskiego. Niechby ta ekipa odbudowała na przykład Pałac Saski w Warszawie, który w I RP był siedzibą dworu królewskiego, a w II RP – Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. A co zrobiła Hanna Gronkiewicz-Waltz, gdy pojawiły się plany odbudowy pałacu? Stwierdziła, że na takie przedsięwzięcia nie ma pieniędzy, bo są pilniejsze rzeczy do zrobienia. Tak jakby budowa mostów, stadionów czy obwodnic kłóciła się z odbudową Pałacu Saskiego. Tak jakby nie istniała sfera symboliczna, sfera wyższych wartości, tylko liczyły się beton, stal i asfalt. Można mieć ambicje na poziomie asfaltu, tylko kogo i do czego to mobilizuje. Tylko wielkie i ambitne przedsięwzięcia ożywiają narodowego ducha, mobilizują do wielkich czynów.
Na co dzień mamy przerażający brak wielkich idei i odważnych pomysłów. Mamy wizję na poziomie księgowego z geesu czy też kopacza piłki z gminnego boiska (wszystko jedno, czy ze sztucznym oświetleniem, czy bez niego). A premier jest tylko prezesem tego geesu. Czy zamiast codziennego badziewia i pustosłowia rząd nie mógłby ogłosić i szybko zacząć realizować programu budowy w Polsce elektrowni jądrowych? Czy nie mógłby przedstawić programu stworzenia sieci szybkiej kolei? Czy nie mógłby ogłosić i zacząć realizować edukacyjnej rewolucji na wzór Finlandii? Czy nie mógłby zacząć budować wielkiego i nowoczesnego Muzeum Historii Polaków?
To zasmucające, jak łatwo ludzie małej wiedzy, lilipuciej wiary i mikroskopijnej woli zdobywają ogromną władzę nad wielkim narodem. A potem mamy państwo nic – nie IV RP, ale Rzeczpospolitą ¼. Szkoda czasu, szkoda życia, szkoda przyszłości.
Czy Donald Tusk chce przejść do historii jako najbardziej wysportowany polski premier, czy wręcz najlepszy piłkarz pośród szefów rządów? To absurd, bo dobrymi piłkarzami mają być Ebi Smolarek albo Artur Boruc, a nie premier Rzeczypospolitej. Premier ma mieć ambicję pozostawienia po sobie czegoś, co przejdzie do historii. Ma rozniecić zapał społeczeństwa wokół porywających pomysłów. Jak de Gaulle, dzięki któremu Francja ma nie tylko ustrój zwany V Republiką, ale też tyle elektrowni jądrowych, że wytwarzają niemal 80 proc. energii i na dekady uniezależniają Francję od energetycznego szantażu. Albo jak kanclerz Niemiec Ludwig Erhard, który uczynił Niemcy największym eksporterem świata. Niechby nawet nasz premier wziął przykład z Georgesa’a Pompidou, który zostawił po sobie słynne paryskie centrum sztuki współczesnej. Albo z José Maríi Aznara, który z hiszpańskich kolei uczynił perłę – symbol nowoczesności, organizacyjnej sprawności i estetycznej doskonałości. Niechby wreszcie Donald Tusk wziął przykład z przywódców II Rzeczypospolitej, którzy z niczego zbudowali Gdynię i Centralny Okręg Przemysłowy.
Niechby nawet Donald Tusk wziął przykład z Edwarda Gierka, i pozostawił po sobie coś takiego jak odbudowany Zamek Królewski w Warszawie. Albo z Lecha Kaczyńskiego, po którego prezydenturze w stolicy pozostanie Muzeum Powstania Warszawskiego. Niechby ta ekipa odbudowała na przykład Pałac Saski w Warszawie, który w I RP był siedzibą dworu królewskiego, a w II RP – Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. A co zrobiła Hanna Gronkiewicz-Waltz, gdy pojawiły się plany odbudowy pałacu? Stwierdziła, że na takie przedsięwzięcia nie ma pieniędzy, bo są pilniejsze rzeczy do zrobienia. Tak jakby budowa mostów, stadionów czy obwodnic kłóciła się z odbudową Pałacu Saskiego. Tak jakby nie istniała sfera symboliczna, sfera wyższych wartości, tylko liczyły się beton, stal i asfalt. Można mieć ambicje na poziomie asfaltu, tylko kogo i do czego to mobilizuje. Tylko wielkie i ambitne przedsięwzięcia ożywiają narodowego ducha, mobilizują do wielkich czynów.
Na co dzień mamy przerażający brak wielkich idei i odważnych pomysłów. Mamy wizję na poziomie księgowego z geesu czy też kopacza piłki z gminnego boiska (wszystko jedno, czy ze sztucznym oświetleniem, czy bez niego). A premier jest tylko prezesem tego geesu. Czy zamiast codziennego badziewia i pustosłowia rząd nie mógłby ogłosić i szybko zacząć realizować programu budowy w Polsce elektrowni jądrowych? Czy nie mógłby przedstawić programu stworzenia sieci szybkiej kolei? Czy nie mógłby ogłosić i zacząć realizować edukacyjnej rewolucji na wzór Finlandii? Czy nie mógłby zacząć budować wielkiego i nowoczesnego Muzeum Historii Polaków?
To zasmucające, jak łatwo ludzie małej wiedzy, lilipuciej wiary i mikroskopijnej woli zdobywają ogromną władzę nad wielkim narodem. A potem mamy państwo nic – nie IV RP, ale Rzeczpospolitą ¼. Szkoda czasu, szkoda życia, szkoda przyszłości.
Więcej możesz przeczytać w 31/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.