Przyznanie Barackowi Obamie Nagrody Nobla, czyli szczytowe osiągnięcie europejskiej obamomanii, miało paradoksalny skutek. Wywołało powszechną potrzebę dokładniejszego przyjrzenia się naturze relacji między Europą a Ameryką. Nawet sprzyjający do tej pory Obamie dziennikarze jakby ze zdziwieniem konstatowali, jak nikły jest jego dotychczasowy dorobek polityczny.
Czy europejskie zafascynowanie Obamą wytrzymuje zderzenie z konkretami jego prezydentury? Timothy Gordon Ash określił niedawno Obamę mianem zarazem najbardziej i najmniej europejskiego z amerykańskich prezydentów. Tak w istocie jest, gdyż zbliżając się w kwestiach polityki wewnętrznej do modelu europejskiego państwa opiekuńczego, prezydent USA nie poczuwa się do specjalnego powinowactwa z naszym kontynentem. Obama należy bowiem do pokolenia, dla którego ani II wojna światowa, ani zimna wojna, najsilniejsze ogniwa związków Ameryki z Europą, nie były wydarzeniami formatywnymi, ale kolejnym rozdziałem podręcznika historii.
Więcej możesz przeczytać w 44/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.