Nieprzypadkowo 35 lat temu Volkswagen nazwał swój najpopularniejszy model Golfem. Auto było tak samo fascynujące jak wielogodzinne spacerowanie po wystrzyżonej łące w dziwnych butach, spodniach klauna i śmiesznej czapce.
Zastanawialiście się kiedyś nad fenomenem kompaktowego Volkswagena? Jego sukces rynkowy zaskakuje za każdym razem, kiedy w salonach pojawia się nowa generacja modelu. Za każdym razem jest ona tak samo nijaka, a jej wnętrze wystrojem przypomina tę samą trumnę co zwykle. I tak Golf II był niemal identyczny jak Golf I, generacja IV do złudzenia przypominała III, a Golf VI wygląda jak nieśmiałe rozwinięcie Golfa V. Mimo to sprzedaje się rewelacyjnie – w europejskich rankingach popularności nigdy nie spada poniżej trzeciego miejsca. W końcu jeden z czołowych projektantów Volkswagena raczył wyjaśnić mi ten fenomen. – Robimy takie auta, jakimi klienci będą chcieli jeździć nie przez rok, a przez dziesięć lat – powiedział. I rzeczywiście, coś w tym jest. Konkurenci VW może potrafią wyprodukować coś bardziej oryginalnego, lecz problem tkwi w tym, że szybko staje się to niemodne. Tymczasem Golf jest ponadczasowy i niezawodny jak biała koszula, granatowe dżinsy i czarne bawełniane skarpetki. Przez dziesięciolecia zmienił się jedynie ich fason. Kto oczekuje, że taki strój będzie budził emocje, trafił pod zły adres. Chyba że wybierze wersję GTI.
Więcej możesz przeczytać w 44/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.