Zima 1997. Młody diakon z Trójmiasta odwiedza po kolędzie stolarza, który w wolnych chwilach maluje obrazy. Patrzy na te jego dzieła i mówi: „Wie pan co, pan to jest taki Jan Matejko Nowego Portu”. Wzruszony artysta odpowiada, że jeszcze nigdy nikt go nie pochwalił, że diakon musi się znać na sztuce, więc koniecznie musi wziąć jakiś obraz na pamiątkę. Ksiądz próbuje się wykręcić, ale gdy do stolarza dołącza żona, kapituluje. Wybiera sobie najmniejsze dzieło, obiecuje, że je zabierze, jak obejdzie już cały blok. W tym czasie malarz z żoną dochodzą do wniosku, że dla takiego chłopa jak diakon obrazek jest za mały, i pakują mu większy, zatytułowany „Las”. Ksiądz dziękuje, ministranci zabierają dzieło. Idą przez Nowy Port. Jest ciemno, tylko od portu padają na ulicę żółtawe światła. Po drugiej stronie ulicy jakiś mężczyzna kurczowo się trzyma płotu, który ma mu pomóc utrzymać równowagę. Przygląda się procesji z obrazem, nie dowierza. W końcu przyklęka, przeciera oczy śniegiem i mówi przepitym głosem Himilsbacha: „No tak, k… a, nie dali koperty, to zaje…ł obraz”.
Testowanie koniaczkiem
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.