Chyba nie zdarzyło mi się poświęcić artykułu na opisywanie cudzego tekstu. Ale to wstępniak i tekst główny w najbardziej prestiżowym tygodniku ekonomicznym na świecie. Poświęcone są problemowi imigracji w UE. Skala życzeniowego myślenia, nieuprawnionych założeń polityczno-ekonomiczno- -społecznych oraz wzajemnych sprzeczności w obu tekstach zasługują na chociaż ogólne omówienie. Główna teza, że problem uchodźców jest do rozwiązania, gdy kraje UE będą współdziałać tak, jak proponuje Angela Merkel, jest bzdurą. Wymienne posługiwanie się w tekstach terminem uchodźca i imigrant urąga precyzji języka angielskiego. Wobec faktu, że większość z emigrantów wybiera kraje UE o wysokim poziomie świadczeń i w ponad połowie są to samotni mężczyźni w wieku poborowym, charakter migracji jest oczywisty.
Bagatelizowanie dotychczasowej skali imigracji do UE (ponad 1 mln osób) poprzez porównanie z populacją krajów UE (500 mln osób) jest pomyleniem przepływu (ang. flow) z zasobem (ang. stock). Potencjał emigracyjny do Europy z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu szacowany jest na 80 mln ludzi w najbliższych latach. W końcowej części tekstu pojawia się jednak propozycja masowych przesiedleń do krajów rozwiniętych na początek po 250 tys. osób rocznie z priorytetem dla łączenia rodzin. A to prawo UE zostało właśnie zawieszone na okres minimum dwóch lat przez rząd Niemiec, który zdał sobie w końcu sprawę, co ono oznacza w praktyce demograficznej wyznawców islamu.
Działalność reklamowanych jako sukces hotspotów na greckich wyspach, na które przypływają emigranci, jest w praktyce sparaliżowana, ponieważ Frontex ma problemy techniczne i prawne z pobieraniem i porównywaniem w bazach krajów członkowskich odcisków palców. Natomiast pobieranie próbek DNA w UE jest zabronione, choć wykonywane jest masowo przez służby USA, gdyż duża cześć terrorystów jest powiązana rodzinnie-klanowo.
Kwestia przyczyn ekonomicznych liberalnej wobec imigrantów polityki Niemiec jest już dość oczywista. Niemiecka gospodarka osiągnęła apogeum możliwości produkcyjnych – produktywność czynników produkcji jest bardzo wysoka i bez kolejnej rewolucji technologicznej nie będzie rosła, krańcowa produktywność kapitału spada, więc dalsze kapitałochłonne inwestycje będą marnotrawstwem środków finansowych. Jedyne, co jest w stanie dalej ciągnąć wzrost produkcji Niemiec, to coraz większa liczba pracowników, a oficjalne prognozy demograficzne wskazują na spadek liczby ludności do 65-70 mln do 2060 r. i wzrost udziału osób w wieku poprodukcyjnym do ponad jednej trzeciej z obecnego poziomu jednej piątej. Kiedy więc nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze.
* Członek zarządu Deloitte Consulting
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.