Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz – te słowa Mahatmy Gandhiego idealnie pasują do losów programu 500+. Gdy zapowiedź tego świadczenia pojawiła się w kampanii wyborczej PiS, politycy Platformy długo jej nie zauważali, potem z niej drwili i szydzili, następnie krzyczeli, że to niemożliwe z powodów ekonomicznych.
Dziś domagają się rozszerzenia programu na wszystkie dzieci. Dzisiejsza opozycja doskonale wie, że kiedy pieniądze zaczną być wypłacane, polska polityka zmieni się raz na zawsze. PiS wprowadza w ciągu pierwszych 100 dni rządów najważniejszą zapowiedź z kampanii. Nawet jeśli inne obietnice wprowadzi w ograniczonym zakresie, nie będzie można mu zarzucić poważnego wyborczego oszustwa.
Finansowe wsparcie najsilniej odczują ci, których poprzednia władza i lewicowe elity uważają za obywateli drugiej kategorii – mieszkańcy wsi i małych miast, którzy żyją w tradycyjnych rodzinach.
Dodatkowo wsparcie trafi do najbardziej upośledzonej społecznie grupy, czyli do rodzin wielodzietnych. To wbrew pozorom nie emeryci są w naszym kraju w najtrudniejszej sytuacji, ale rodzice, którzy zdecydowali się na wychowanie więcej niż jednego dziecka.
Rządowi Beaty Szydło, jako pierwszemu od upadku komunizmu, udaje się realnie zwiększyć bezpieczeństwo socjalne dużej grupy obywateli. To wartość, którą polscy emigranci tak bardzo doceniają w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich.
Poprawa warunków bytu zawsze wiąże się ze wzrostem aktywności obywatelskiej społeczeństw. Nie ma powodów, by inaczej stało się w Polsce. Program przełamuje też tabu związane z pomocą państwa. Do tej pory dla wielu osób było to krępujące. Powszechność świadczenia sprawia, że korzystanie z pomocy nie będzie w żaden sposób stygmatyzujące.
Przyznanie świadczenia jest też w pewnym sensie domknięciem polityki prorodzinnej. I trzeba podkreślić, że – co jest rzadkością w polskiej polityce – konsekwentnie tworzyły ją kolejne rządy. Jedne robiły to z większym zaangażowaniem, inne z mniejszym, ale w efekcie mamy całkiem spójny program wsparcia rodzin. Choć doskonale widać, że jest on wprowadzany przynajmniej kilkanaście lat za późno, to miejmy nadzieję, że powstrzyma demograficzną zapaść naszego kraju.
Oczywiście z programem 500+ wiąże się też sporo niebezpieczeństw. Pierwszym z nich jest rozbudzenie w społeczeństwie apetytów na pomoc socjalną. Sukces wyborczy PiS pokazał innym partiom, że droga do zwycięstwa wiedzie przez rozdawanie obywatelom pieniędzy. Postulat Platformy, by objąć świadczeniem wszystkie dzieci, jest zapowiedzią tego, jak będzie wyglądała kolejna kampania.
Niewliczanie świadczenia do dochodu może doprowadzić do znaczącego wzrostu bezrobocia, bo tysiącom rodziców może się bardziej opłacać rzucić pracę i żyć ze świadczeń niż pracować za najniższą krajową.
Wrzucenie takich pieniędzy na rynek doprowadzi do szybkiego wzrostu popytu. W dużej mierze będzie on jednak wywołany sztucznie, bo nie będą to pieniądze wypracowane w realnej gospodarce, ale przetransferowane z budżetu państwa. Taki skokowy wzrost popytu zawsze wywołuje zamieszanie na rynku.
Otwarte pozostaje już tylko pytanie, jak się będzie nowe świadczenie nazywać. Zasiłek dla bezrobotnych nazwano kiedyś kuroniówką. 500 zł na dziecko może być „pisowym”, „szydłowym”, „rafalskim”, „marczukowym”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.