Jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW) pozwalają obywatelom wybrać rząd, przy ordynacji proporcjonalnej (OP) wybierają oni parlament. JOW prowadzą do systemu dwupartyjnego, gdy OP – do wielopartyjności. Jednym słowem: JOW oznaczają suwerenność obywateli, OP – suwerenność polityków.
Charakterystyczną cechą kampanii wyborczych w Polsce 2015 r. było poczucie wyczerpania się przyjętej w latach 90. formuły państwa. W trakcie kampanii prezydenckiej Paweł Kukiz wołał o przywrócenie państwa obywatelom, zdobywając zaskakująco wysokie poparcie elektoratu. PiS hasło to powtórzyło w swej zwycięskiej kampanii parlamentarnej, zapowiadając reformę państwa. W okresie tym wciąż przewijał się temat zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu. Najwyraźniej występował on w hasłach Kukiza – jako potrzeba jednomandatowych okręgów wyborczych – ale też, mniej śmiało, w wystąpieniach innych polityków, skłonnych zaakceptować jakąś formę wariantu niemieckiego. Temat skompromitowało referendum.
Stosunkowo niewielu ludzi pojmuje różnice między metodami wyboru reprezentacji politycznej oraz ich konsekwencje. Mało ludzi uzmysławia sobie też znaczenie aktu wyborczego dla działania państwa. Ma to dwa skutki. Dla zwolenników JOW jest to trudność w zdobyciu szerszego poparcia społecznego. Paweł Kukiz, jako postać medialna, mógł takie poparcie zmobilizować. Po sukcesie w wyborach prezydenckich dokonał on jednak wolty i odwrócił się od ekipy, która z nim ten sukces wypracowała. Po drugie, trudności ze zrozumieniem sensu i znaczenia aktu wyborczego powodują, że łatwo w tej materii manipulować opinią publiczną. W manipulacje obfitował okres debat przedreferendalnych. W telewizji było ich zaledwie parę. Na jednego zwolennika opcji JOW przypadało w nich kilku zwolenników OP. Raz zaproszono nawet jako bezstronnych sędziów osoby znane z sympatii dla OP. Establishment polityczny boi się utraty suwerenności.
Łatwo przewidzieć, że jeśli ordynacja wyborcza zostanie zmieniona, większość sejmowa wypowie się za systemem niemieckim, ogólnie uznanym za wariant ordynacji proporcjonalnej. Przyczyna jest oczywista: pod pozorem zmiany utrzyma się sposób wyboru bliski obecnemu. Zapewni on utrzymanie przewagi polityków nad narodem – rządy niesprawne, ale wymykające się spod społecznej kontroli. Walka polityczna w Polsce nie dotyczy reformy państwa ani dobra publicznego; dotyczy tego, która partia przejmie monopol na rozdawnictwo stanowisk i pieniędzy. Formalnie rzecz biorąc, rację mają ci, którzy polski system polityczny nazywają partiokracją. Tu tkwi podstawowy problem polskiej polityki, a nie w zmanipulowanych hasłach, pod którymi tańcuje na Krakowskim Przedmieściu KOD.
Profesor Instytutu Studiów Politycznych PAN, były szef Transparency International Poland
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.