Nigdy nie miałem sympatii politycznej dla komisarza Güntera Verheugena. Zbyt dobrze pamiętam, jak niegdyś wywierał presję na polskich polityków, aby bez szemrania akceptowali niekorzystną dla Polski zmianę w systemie głosowań w UE. Albo z góry oznajmiał, kto w Rumunii obejmie urząd premiera, a kto nie. Nie byłem także zachwycony, gdy jako członek Komisji Europejskiej zwykł się w wakacje przechadzać ze swoją sekretarką po litewskich plażach dla nudystów; oczekuję raczej większej dyscypliny życia prywatnego od ludzi na tak eksponowanych stanowiskach. Gdy jednak idzie o politykę, to po latach myślę, że Verheugen, który w latach 1999-2004 odpowiadał w Brukseli za historyczny proces rozszerzenia Unii na Wschód, tak bardzo przejął się wówczas swoją misją, iż ponosiło go, gdy pojawiały się przeszkody w owej misji. A miał wówczas powód, aby obawiać się, że przeciwni rozszerzeniu Francuzi wykorzystają każdy pretekst, aby rozszerzenie opóźnić, a najlepiej w ogóle zatrzymać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.