MICHAŁ WITKOWSKI
Nie interesuję się specjalnie polityką i bardzo sobie tę cechę cenię. Niewidzenie i nieinteresowanie się pozwala jakoś przeżyć to, co normalnie zapewne kosztowałoby mnie mnóstwo nerwów. Ostatnio jednak zdarzyło się, że obejrzałem film o francuskim pisarzu, Michelu Houellebecqu. Twórczość autora „Platformy” też nigdy na mnie nie działała, chemii między nami nie było nawet na lekarstwo, kilka razy w Brukseli zamieniłem z nim parę słów łamanym angielskim o dupie Maryni i tyle. Nie tęsknimy do siebie, nie piszemy listów. Jak to ktoś złośliwie powiedział do mnie: „Gdyby nie wyglądał jak magazynier, to pewnie bardziej byś się interesował”. Houellebecq bowiem jest programowo brzydki i byle jak ubrany. Jest tak brzydki i źle ubrany, że to już podpada pod stylizację. Co by nie było, wygłosił on w tym filmie myśl, która – o ile dobrze zrozumiałem – brzmiała mniej więcej tak. Prawdziwa demokracja jest tylko wtedy, kiedy ustawodawstwo wychodzi wprost od ludu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.