Kurz wygrał wybory, bo mówił imigrantom „dość”, ale na posiedzeniu w Brukseli siedział jak mysz pod miotłąBoh trojcu lubit. To rosyjskie przysłowie pasuje do listy gości Parlamentu Europejskiego podczas ostatniego przed wakacjami posiedzenia, które tradycyjnie odbyło się w Strasburgu w pierwszej połowie lipca. Owymi gośćmi – pomijając w tych rozważaniach delegację gubernatorsko-ministerialno-parlamentarną Australii, którą przywitano zdawkowymi oklaskami – byli w kolejności wystąpień: austriacki kanclerz Sebastian Kurz (skądinąd najmłodszy premier w Europie), polski premier Mateusz Morawiecki i prezydent Angoli João Manuel Gonćalves Lourenćo. O reprezentancie kraju „Czarnej Afryki” (to coraz mniej „poprawne politycznie” określenie, co zresztą nie najlepiej świadczy o czasach, w których żyjemy) mówić nie będę, skupiając się na niespełna 32-letnim szefie rządu z Wiednia i 50-letnim (20 czerwca obchodził urodziny) premierze z Warszawy, a raczej z Wrocławia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.