To była jedna z najzabawniejszych przygód w mojej dziennikarskiej karierze. Kilka lat temu, podczas kongresu samorządowego, przeprowadzałem wywiad z szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Rozmawialiśmy na scenie teatru w Świdnicy, a na widowni kilkuset samorządowców przysłuchiwało się, co szef CBA ma do powiedzenia na temat korupcji, jakości prawa i planów kontroli. Były pytania z sali, nawet prośby o interwencje.
Rozmowa trwała prawie godzinę. Na koniec postanowiłem zadać podchwytliwe (taka praca) pytanie: „Na kongresie jest pan, widzę kierowcę i jednocześnie ochroniarza, to proszę powiedzieć, ile osób liczy delegacja CBA na kongres?”. Twarz szefa Biura na moment stężała, po czym uśmiechnął się (ludzie służb są zazwyczaj sympatyczni – taka praca) i padła odpowiedź: „Oficjalnie dwie”. Dziś Paweł Wojtunik, bo to on był tym rozmówcą, musi się tłumaczyć w świetle reflektorów.
W lipcu usłyszał dwa zarzuty karne, prokuratura oskarża go o pomoc w uniknięciu odpowiedzialności za malwersacje przez podwładnego. Były policjant, kierujący CBA w latach 2009-2015, oskarżeniom zaprzecza. Nie upłynęło wiele dni i w ubiegłym tygodniu zarzuty usłyszał Krzysztof Bondaryk, stojący na czele Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w latach 2008-2013. W jego przypadku zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków przy przyjęciu do służby doradcy. Bondaryk też nie przyznaje się do winy. Pozostaje czekać na werdykty sądów, oby nie budziły wątpliwości. Bondaryk i Wojtunik kierowali służbami za rządów PO. Z kolei w lipcu Trybunał Konstytucyjny uznał, że prezydent Duda miał prawo ułaskawić Mariusza Kamińskiego, skazanego nieprawomocnie w związku z aferą gruntową. Obecny koordynator służb specjalnych tworzył, a potem kierował CBA w latach 2006-2009. Powołał go premier Kaczyński, odwołał premier Tusk. Wokół służb specjalnych często gęsto dochodzi do walk buldogów pod dywanem. Czasami udaje się pod niego zajrzeć, czasami skłębione w zwarciu towarzystwo niechcący spod niego wypadnie, a czasami jesteśmy świadkami widowisk. Jak sięgam pamięcią, jedynym skazanym szefem służb po 1989 r. był Zbigniew Siemiątkowski.
Szef Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu za czasów premiera Leszka Millera w 2013 r. usłyszał prawomocny wyrok roku więzienia w zawieszeniu za zatrzymanie prezesa PKN Orlen w 2002 r. (afera Orlenu). W 2007 r. podobnie ukarano go za trzymanie w domu tajnych dokumentów. Nawiasem mówiąc, w tym wydaniu „Wprost” piszemy o tym, jak na kontraktach z Orlenem zarabiał Bartłomiej Sienkiewicz, były koordynator służb specjalnych. Przyciąga funkcjonariuszy ten Płock… Prokuratorzy interesowali się wyciekiem tajnych danych u operatora sieci telefonii Era, gdy w latach 2005-2006 za ich bezpieczeństwo odpowiadał Bondaryk, ale śledztwo w sprawie ich wycieku umorzono w 2008 r. Będę precyzyjny: w przypadku Kamińskiego, Bondaryka i Wojtunika są dwie możliwości. Albo szefowie służb łamali prawo, albo są niewinni i ktoś się na nich mści, przy czym odpowiedzi mogą być różne. Niestety, ani potężni szefowie służb lekceważący prawo, ani uczciwi funkcjonariusze ciągani po sądach to nie są budujące wizje. CBA, które jedzie jak walec i prawie codziennie zatrzymuje jakichś łapówkarzy, ma przecież krótką historię i dopiero trzeciego szefa. Coś w naszym państwie nadal nie działa, jak należy. Nadal, bo o aferach wokół służb w III RP napisano mnóstwo artykułów i książek. Część z nich to swoisty koszt transformacji. Byli funkcjonariusze z czasów socjalizmu w kapitalizmie ustawiali się na jak najlepszych pozycjach (poza strategicznymi częściami gospodarki upodobali sobie podobno jeden z dużych związków sportowych). Zaskakuje, że tyle lat po zmianie ustroju wiele dzieje się na szczytach służb. g
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.