Sorry, chodziło o jakiś system billingowy czy coś takiego. Mniejsza z tym. Dość, że pan Janusz (LiS) i tak premierem nie został, za to okazało się, że zatrzymano go niewinnie. Czyli zupełnie tak jak niegdyś Wąsacza. Ale wtedy to Kaczmarek zatrzymywał.
LiS padł. Koń może tego nie przeżyć.
W ramach ujawniania najtajniejszych materiałów, o których wiedziała cała Warszawa i pół Pułtuska (czyli ćwierć-Tusk) Mulat zwierzył się padającemu przed nim na twarz policjantowi Biedziakowi zatrudnionemu na etacie dziennikarskim przez „Super Express" ze swoich zdrad małżeńskich. Ocenę jego postępków zostawiamy państwu Lepperom, ale wzruszył nas inny fragment: „Było też tak, że ktoś mnie poznał z kobietą. Później dowiedziałem się, że to była prostytutka". Biedaczek! W następnym wywiadzie zapewne usłyszymy: „Było też tak, że dali mi mąkę ziemniaczaną na lusterku i rurkę ze sreberka, bym to wciągnął do nosa. Później dowiedziałem się, że to były narkotyki".
Mulat mówił też coś o telegrafie. Jędrek, kto teraz ma głowę do telegrafów?! SMS-y się wysyła, koleżko.Znana tropicielka Żydów sprzed 40 lat i PiS od lat dwóch, specjalistka od biopaliw przyjmowanych doustnie, Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), zaatakowała TVP za wysługiwanie się Kaczorom. Owszem, od jakiegoś czasu obserwujemy gwałtowną białorutenizację tej uroczej stacji. Obserwowaliśmy też, że pani Śledzińskiej-Katarasińskiej przez lata nie przeszkadzało, jak PO układała się z komunistami w Krajowej Radzie Tego i Owego, Sławek Nowak był wiceprezesem radia w Gdańsku, a szef kampanii telewizyjnej Tuska dostał radę nadzorczą całego radia. Więc wart Ponton Śledzińskiej, a Katarasińska Pontona.
Nasz drogi Koń ma nowego wroga. Jest nim niejaka „czecia erpe". Sami słyszeliśmy, jak Roman Giertych wyklinał ją z radia. „Czecia erpe" ma jakieś niejasne związki z Kaczorami, aczkolwiek – jak wszystko, o czym parska Koń – nie ma szczególnego związku z rzeczywistością. W każdym razie sprawę „czeciej erpe" powinna wyjaśnić komisja śledcza złożona z niezależnych, apolitycznych logopedów.
Wróciła nam wiara w „Stołeczną" – jedyną prócz sportu sensowną część „Wyborczej". Po opisaniu działaczy PiS, którzy gromadnie sprawdzają się w biznesie, wzięła się ona za PO. Oto najnowszy odcinek sagi pt „Jak znaleźć robotę, gdy się niewiele umie, ale ma się kumpli". Szefowa mazowieckiej PO madame Kopacz załatwiła kol. Adamskiemu (PO) robotę i został szefem urzędu, który podzieli 3 mld euro z Brukseli. Kolega na listę płac wpisał zasłużonych działaczy PO i PSL. „Znajomość języka obcego nie jest wymagana” – donosi gazeta. Za to konkursy są mordercze: „Złożyłem papiery. Porozmawiał ze mną dyrektor. Tak wygrałem konkurs” – opowiada działacz Rolnik (ale z PO, nie z PSL), który jest już kierownikiem Rolnikiem. „Stołeczna” się oburza. Całkowicie niesłusznie. Po prostu partia przygotowuje się do rządzenia w całym kraju.
„Teraz już nie ma standardów politycznych, jeśli pod taką postacią działa mechanizm aparatu ucisku przypominający czasy Berii i Jagody" – biada w „Przeglądzie" (niestety, nie czytamy, ale nam podrzucono – dzięki!) prof. Ignacy Fiut. Z Krakowa, a jakże, jak to Fiut. Nie jest to wprawdzie ten intelektualista od listy Fiuta, ale też zacny uczony. Martwi nas trochę, że pominął w swym wywodzie Jeżowa, ale to drobiazg. W każdym razie Kaczory skończone! Mają przeciwko sobie Fiuta. I to niejednego.
Fot. A. Jagielak, M. Stelmach
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.