Anna Komorowska: Nie. Decyzja należała do męża, ale odbyły się konsultacje rodzinne, bo ewentualna wygrana zapowiadała zmiany w życiu każdego z nas. Ale to już przeszłość.
Odnalazła się pani w roli pierwszej damy?
Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, ale nie odczuwam szokującej zmiany. Roli żony marszałka Sejmu i roli żony prezydenta nie dzielą lata świetlne.
Niewiele zmieniło się w pani życiu?
Trochę się zmieniło, ale nie radykalnie. Oczywiście, zmieniła się ranga spotkań, wyjazdów, w których towarzyszę mężowi jako prezydentowi. Nasze życie jest teraz zdecydowanie bardziej intensywne, a swoboda nieco bardziej ograniczona. Nie mam jednak poczucia, że jesteśmy zamknięci w klatce. Mąż często chodzi na piechotę z Belwederu, gdzie mieszkamy, do Pałacu Prezydenckiego, gdzie pracuje. Ja staram się jak najczęściej być na basenie. Zdarza się nam pójść z wnukami na spacer do Łazienek. Do kina i teatru chodzimy nie tylko z oficjalnym zaproszeniem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.