W ubiegłym tygodniu ponownie głośno było o Stanisławie Piotrowiczu, pośle PiS, prokuratorze w czasach PRL. Niektórzy zarzucają mu prześladowanie opozycji, inni go bronią, twierdząc, że pomagał. Czy powinien kierować sejmową Komisją Sprawiedliwości i Praw Człowieka? Nie, chyba że jego zasługi w niesieniu pomocy opozycjonistom nie będą budzić wątpliwości. W przypadku tak zaszczytnej roli w III RP pełnienie takiej funkcji w PRL znosi święte prawo domniemania niewinności. Trzeba ją udowodnić. To jeden wątek sprawy, jest jeszcze inny, który skojarzył mi się z dowcipem o Gomułce. Chodzi o harce opozycji, jej ataki na PiS oraz oskarżenia pod adresem Piotrowicza. Ruszyła nawet akcja #piotrowicze, ujawniania byłych członków PZPR w szeregach Prawa i Sprawiedliwości. Jak to? Taka przeszłość jest teraz naganna? Jaruzelski i Kiszczak nie są już ludźmi honoru, a funkcjonariusz SB, ręczący za uczciwość Wałęsy, człowiekiem godnym zaufania? Rozumiem, chodzi o wykazanie hipokryzji PiS, ale ataki okazały się wyjątkowo zaciekłe – i obosieczne.
W odpowiedzi na działania Platformy Obywatelskiej oraz Nowoczesnej poseł Paweł Kukiz rozpoczął w ubiegłym tygodniu akcję #rzeplinscy, czyli analogiczną, tylko nakierowaną na zlustrowanie PO i poszerzoną o byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Istnieje druga strona tego medalu: PiS sporo ryzykuje, opierając się na ludziach, którzy robili karierę w czasach socjalizmu. To nie idzie w parze z wartościami wypisanymi na sztandarach tej partii. Przy czym niezbędne jest zastrzeżenie: trzeba odróżnić szeregowych działaczy okresu
PRL, często biernych, od tych aktywnych, wysokiego szczebla. Poza tym niektórzy rzeczywiście pomagali opozycji. Politycy jak zwykle wprowadzają zamieszanie, łatwo stracić orientację. Dlatego chcę zwrócić uwagę na jedno. Poza naprawdę nielicznymi wyjątkami nie ma dobrych esbeków. W pewnym sensie nie ma też złych. Są tylko wyszkoleni, lojalni wobec kolegów i z reguły skuteczni w działaniu funkcjonariusze PRL-owskich służb specjalnych. Przez kilkanaście lat dziennikarskiej pracy niektórych miałem okazję poznać i dostrzegłem u nich wspólne cechy. Są mili, sympatyczni, świetnie się z nimi rozmawia. Czymkolwiek się teraz zajmują, potrafią to ujmująco zaprezentować, a ich motywacji nie sposób podważyć. Zazwyczaj są dość zdecydowani, bo jeśli się spotykają, to mają w tym jakiś interes, chcą do czegoś przekonać albo coś załatwić. Jeśli się dobrze przyjrzeć, potrafią manipulować. Są po prostu, do diabła, profesjonalnymi funkcjonariuszami służb specjalnych. Są najlepiej wyszkoloną mafią na świecie, jak opisywał ich (czyli siebie) grany przez Bogusława Lindę Franz Maurer, bohater filmu „Psy”.
Można z byłymi funkcjonariuszami służb specjalnych PRL robić interesy. Różne służby wykorzystują ich zapewne w grach operacyjnych, nie jestem naiwny. Ale brać na poważnie i ufać temu co mówią? Wolne żarty. Jeszcze słowo do tych, którzy nie pamiętają czasów socjalizmu: nie dajcie sobie wmówić, że spory o PRL dotyczą wyłącznie historii. Wielu ludzi, którzy pełnili wtedy wysokie funkcje, zarówno w aparacie partyjnym, jak i represji, nie wypadło z roli, pozostaje aktywnymi, a ich decyzje wpływają na nasze życie. Jeśli ktoś z Czytelników chce się podzielić opiniami na temat roli ludzi władzy PRL w III RP, zapraszam. Dobrą okazją jest rocznica stanu wojennego. Mój e-mail: j.pochlopien@wprost. pl. Wybrane opinie zaprezentujemy na Wprost.pl i na naszych łamach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.