Bartosz Czartoryski
Ozzy Osbourne, słusznie namaszczony na ojca chrzestnego ciężkiego grania, odpocząć od muzyki miał już w 1992 r., gdy zdiagnozowano u niego – jak się okazało, błędnie – stwardnienie rozsiane. Zaledwie trzy lata później zaliczył jednak comeback pod wymownym hasłem „Retirement Sucks” („Emerytura jest do kitu”). Jak to mówią, nie ma pokoju dla bezbożnych. Zresztą Osbourne, pochodzący z leżącego w centralnej Anglii robotniczego miasta Birmingham, marzył o karierze gwiazdy rocka, odkąd jako nastolatek z uchem przy radiowym głośniku słuchał singli The Beatles. Krnąbrny chłopak przebył długą drogę od marnego ucznia, drobnego złodziejaszka, budowlańca i hydraulika do popkulturowego fenomenu i lidera legendarnego Black Sabbath. Przed rokiem zespół, podobno ostatecznie, zakończył swoją przypieczętowaną trzynastą płytą działalność, a podczas finalnej trasy zahaczył również o Polskę.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.