MICHAŁ WITKOWSKI
Kiedy do niedawna mieszkałem jeszcze na Chmielnej, codziennie zderzany byłem z fenomenem TKMaxxa. Wystarczyło wyjść z domu i zejść na podwórko, dlatego patrolowałem go dzielnie. Przedziwne połączenie adrenaliny związanej z polowaniem z depresją łażenia po cmentarzysku materii. Rynek prawdziwy, ten dla ludzi, którzy kupują tylko najnowsze kolekcje, na pory roku, które nawet jeszcze nie nadeszły, wypluł z niesmakiem te przedmioty. Prawdziwi, „pełnowartościowi” klienci z pierwszej ligi wzgardzili nimi. Okazały się niewarte swojej ceny. Ceny te rynek zweryfikował i oto szal, który kosztował tysiaka, leży w poniżeniu za sto złotych i nikt go nie bierze. Jeszcze smutniej jest na przecenie. Przecena w TKMaxxie to już ostatnie dno, bo to przecena przeceny, śmietnik śmietnika. Przeterminowane, otwarte i cieknące kremy, połamane kredki, ciuchy jak z lumpeksu... Po wielu miesiącach brudny już i podarty szal ląduje więc na przecenie za dwadzieścia dziewięć dziewięćdziesiąt dziewięć.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.