Bartosz Czartoryski
Skandal goni skandal, a gwiazda Cruise’a nie blaknie. Każdy jego film to nadal gwarant sukcesu, przynajmniej finansowego. Samym nazwiskiem i niezniszczalną fryzurą potrafi unieść nawet szmirę zdeptaną przez krytykę. Niewykluczone, że jest ostatnim hollywoodzkim aktorem z dobiegającego sześćdziesiątki pokolenia zdolnym przyciągnąć do kin tłumy wyłącznie swoją osobą. A można by pomyśleć, że ostatnia dekada z haczykiem, której wydarzenia pilnie śledziła prasa plotkarska, nie była dla niego szczęśliwa. Głośne rozstanie i bój o opiekę nad córką z Katie Holmes, inne kryzysy towarzyskie, niefortunne sprawy sądowe, smrodek ciągnący się za zarzutami o bezpardonowe promowanie scjentologii i decyzja studia Paramount o nieprzedłużeniu z aktorem kontraktu mogłyby sugerować, że niezatapialny Cruise upadnie przynajmniej na jedno kolano. Nic z tego. Były to zaledwie drobne potknięcia, po których gwiazdor prędko odzyskiwał pion, kręcąc taki czy inny kasowy hit. Ten wieczny młodzieniec o śnieżnobiałym uśmiechu rodem z reklamy pasty do zębów nigdy nie był dobry w public relations, często groził sądami, ale branża, dopóki może coś na pracy Toma ugrać, dopóty ma krótką pamięć. Publika z kolei, choćby nawet Cruise’a nie znosiła, na jego filmy chętnie chodzi, bo aktor ma oko do niezłych scenariuszy i otacza się utalentowanymi ludźmi. Na dobre (i dochodowe) kino trudno się przecież śmiertelnie obrazić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.