W Polsce takich przypadków chyba nie było. Choć niektóre filmy przyprawiały o furię komunistyczne władze, to nawet w najmroczniejszym PRL-u twórców kina nie skazywano na więzienie, a co najwyżej blokowano im dystrybucję. Andrzej Żuławski twierdził, że władza była wobec niego wyjątkowo surowa i za niepoprawną twórczość dała mu wilczy bilet, de facto zmuszając do emigracji. Czy faktycznie tak było, tego się już najpewniej nie dowiemy. Budowanie obrazu buntownika, na którego uwzięli się decydenci, jak ulał pasowało do wizerunku tego reżysera, więc możliwe, że Żuławski sam chętnie taki mit podsycał. Co innego jednak w innych państwach, w których prześladowani twórcy wiele daliby za to, żeby ich obecne życiorysy były tylko fantazją.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.