Agata Jankowska, „Wprost”: Jak się pan czuje?
Michał Figurski: Doskonale. Paradoksalnie po wylewie, z niedowładem lewostronnym w stopniu lekkim bądź średnim czuję się lepiej niż przed udarem. Wprawdzie chodzę o lasce, ale całkowicie porzuciłem wózek inwalidzki. Prowadzę samochód, mogę zostać w domu z dzieckiem na wiele godzin, przygotowuję posiłki dla siebie i całej rodziny. Ćwiczę na bieżni, chodzę po schodach, choć wtedy potrzebuję oparcia. A przecież nie tak dawno nie byłem w stanie sam się umyć lub ubrać, nie mówiąc o jedzeniu.
Jak pan przyjął diagnozę o cukrzycy?
Miałem 19 lat i niemal od razu pojawił się wielki bunt. Wyparłem fakt, że jestem chory. Żyłem, jakbym nie miał choroby, jakby jutra nie było. Rodzice ogarniali na tyle, na ile mogli. Ale młody człowiek robi, co chce, chodzi, gdzie chce, je i pije co chce i trudno go upilnować. Nikt nie jest w stanie skontrolować, jak się prowadzisz. A prawda jest taka, że gdy jesteś młody, masz to w nosie. Choroba nie pasuje do aktywnego życia studenta. Ogranicza cię, a tobie się wydaje, że świat nie ma przed tobą ograniczeń. Podrabiałem nawet dzienniczek, który ogląda lekarz, wpisując z głowy wymyślone parametry z datą wsteczną. Siadałem przed lekarzem i łgałem, co mi ślina na język przyniesie.
Potem przyszła kariera medialna.
Gdy miałem 25 lat, zerwałem się ze smyczy całkowicie. Wyjechałem do Krakowa do pracy w RMF. Wtedy włączyłem tryb nieśmiertelność, carpe diem, hulaj dusza, piekła nie ma, a Kraków temu szczególnie sprzyja - 350 knajp na rynku. Dostałem gwiazdorski kontrakt w radiu, fantastyczną wypłatę. Zero kontroli, balanga trwała. Ostatnią rzeczą na liście były wizyty u lekarza i mierzenie cukru. W pracy oczywiście na początku nie przyznawałem się, że choruję. A zdrowie sypało się coraz bardziej.
Udar był wynikiem nieleczonej cukrzycy?
Był skutkiem wielu lat zaniedbań. Cukrzyca to jest choroba kłamców. Ponieważ nie widać objawów, choroba nie boli, możesz okłamywać rodzinę, przyjaciół, a nawet lekarzy, że wszystko masz pod kontrolą, mierzysz regularnie cukier, bierzesz insulinę, że dobrze się prowadzisz, ćwiczysz, trzymasz dietę. Okłamujesz także samego siebie. Tymczasem cukier w organizmie zachowuje się jak kwas solny i zaczyna powoli pożerać naczynia krwionośne. Główne powikłania cukrzycy to retinopatia, czyli uszkodzenie wzroku, nefropatia, czyli niewydolność nerek i neuropatia, czyli uszkodzenie naczyń krwionośnych. Wpadłem we wszystkie te pułapki. I sam sobie jestem winien.
Z czego wynikało tak silne wyparcie choroby?
Tu wchodzimy w sferę głęboko psychologiczną. Po latach, w trakcie terapii z psychologiem, okazało się, że uprawiałem notoryczną autodestrukcję. Całe życie byłem gruby i z tego powodu nieszczęśliwy. W klasie maturalnej ważyłem 136 kg, a gdy jechałem do Krakowa - zaledwie 63 kg. Wszyscy, którzy dopiero mnie poznali, myśleli, że jestem chuderlak i szczapa, a to już była moja destrukcja, tak wyżarła mnie cukrzyca. Tyle że ja poczułem się w końcu jak laseczka. Wystąpił dziwny mechanizm – nie chciałem wrócić do dobrego prowadzenia się, bo wiedziałem, że to będzie oznaczało powrót do poprzedniej wagi. Poza tym w radiu prowadziłem audycję, w której wyżywałem się na wszystkich, szydziłem, głośno śmiałem się z cudzych słabości. Nie chciałem wyjawić, że też mam słabość, że jestem chory, bo bałem się kontrataku. Ludzie mówiliby: jakim prawem ten koleżka śmieje się z każdego, przecież sam jest ułomny. Wiadomo, jak działa świat showbiznesu – nie chciałem czytać na Pudelku ani w brukowcach o swojej chorobie, choć ostatecznie i tak przeczytałem. Jakiś paparuch zrobił mi zdjęcia pod dializami. Po udarze też mi zrobili zdjęcie, jak leżę nieprzytomny podpięty do kabli.
Co zmieniło się w Pana życiu po udarze?
Zasnąłem w jednej rzeczywistości, obudziłem się w zupełnie innym świecie, w którym nie mogę chodzić, ruszać ręką, twarz mam zdeformowaną. Zaczęło się niewinnie – czułem się słabo, myślałem, że to przeziębienie, bolały mnie mięśnie i stawy, byłem roztrzepany. Na drugi dzień miałem jechać do Zakopanego i traktowałem ten plan bardzo poważnie, ale wieczorem samopoczucie było już fatalne. Odwołałem wyjazd, nałykałem się leków na grypę i poszedłem do łóżka. W nocy obudziłem się w szoku, bo wydawało mi się, że czyjaś ręka leży obok mnie w łóżku. To była moja ręka, ale ja jej nie czułem. Miałem kiepskie czucie w nodze. W miarę dobrze mówiłem, pamięć była bez szwanku, ale sepleniłem, twarz była niewładna. Wysłałem sms do swojej lekarki, że coś jest nie tak, że dziwnie się czuję. Już nie odczytałem odpowiedzi. Przyjechało pogotowie. Obudziłem się dwa tygodnie później.
Czy popularność pomogła w procesie leczenia czy zaszkodziła?
To popularność sprawiła, że się skrajnie zaniedbałem i ukrywałem przed światem chorobę. Gdy zacząłem jasno mówić o sobie i leczeniu, słyszałem głosy, że chcę się wylansować na cukrzycy. Jak idę ulicą o lasce, choć już teraz chodzę w miarę żwawo, za plecami słyszę – patrz, to ten, zobacz, jak skończył, jak teraz wygląda.
A ludzie nie życzą panu zdrowia, nie przybijają piątki?
Serdeczne uśmiechy, miłe gesty i życzenia też się zdarzają i są szczególnie pokrzepiające. Ale są to niestety nieliczne przypadki wobec wgapionych oczu i teatralnych szeptów. Syn mnie ostatnio spytał, dlaczego tak dużo ludzi się na mnie patrzy. Odpowiedziałem, że dlatego że mnie znają, że pracuje w radiu, a nie dlatego że chodzę o lasce, choć czasem sam nie wiem, co jest powodem. W każdym razie syn w przedszkolu powiedział, że jak dorośnie, będzie chodził o lasce, jak tata.
A jak na wieść o chorobie, udarze, przeszczepie zareagowało środowisko showbiznesu?
Nie zareagowało. W dzisiejszym świecie, a zwłaszcza w wielkim świecie showbiznesu nie ma miejsca na słabości. Na Instagramie wszyscy są piękni, szczupli, smagli, bogaci i wysportowani. Gdzie do tego pasuje choroba? Nie warto się nad nią nawet zastanawiać. Nigdy nie miałem przyjaciół ze świata showbizu. Nie zawiodłem się na nikim, bo niczego się po nikim nie spodziewałem. Ci, którzy zaliczali się do moich przyjaciół, nimi pozostali. Tymczasem ja przewartościowałem wiele rzeczy, dziś praca jest dla mnie sposobem na zarabianie pieniędzy, a nie sposobem na życie i budowanie swojego wizerunku. Bardzo często fałszywego, ale o tym chyba nikomu nie trzeba mówić.
Planuje pan wydać książkę o swojej chorobie.
Długo się przed tym wzbraniałem, bo wydawało mi się, że by napisać książkę, trzeba umieć pisać. Ja jestem człowiekiem radia i trochę telewizji. Moje pisanie to jedynie epizody, rubryki w czasopismach. Ale gdy wróciłem do żywych i odpaliłem komputer, zobaczyłem, co się dzieje na facebooku. Były tam setki wiadomości, wiele od osób chorych lub takich, którzy przeszli udar, ich członków rodzin, życiowych partnerów. Pytali o rady, zwierzali się. Zdałem sobie sprawę, że jest dla kogo tę książkę napisać. Tak się przykro składa, że ludzie z tak zwanego świecznika są jakimś autorytetem. Niestety, bo ja autorytetem być nie powinienem, nie warto mnie naśladować. Poza tym myślę, że cała ta historia to także forma mojej autoterapii. Chyba muszę to wszystko z siebie wylać i rozliczyć się sam przed sobą.
Niedługo też ruszy pana fundacja Najsłodsi. Komu ma pomóc?
Do tej pory nie było fundacji kierowanej głównie do młodych osób. A ja na swoim przykładzie wiem, że trzeba dotrzeć do młodzieży, bo oni najgorzej radzą sobie z przyswojeniem myśli o chorobie. Młodzi ludzie nie wpisują w swój kalendarz edukacji ani profilaktyki związanej z cukrzycą. Chcą żyć, bawić się, a choroba przecież im w tym przeszkadza, więc lepiej udawać, że jej nie ma. Lekarze też nie umieją rozmawiać z młodzieżą. Mówią: jest pan, pani jeszcze młoda, proszę wziąć się za siebie. Nastolatek pokiwa głową, potem pójdzie na piwo, tańce, po drodze zje fastfood i zarwie kilka nocy z rzędu. Nie ma czasu na chorowanie. Ja chcę pomóc właśnie takim dzieciakom. Chce stworzyć infolinię, gdzie będą mogli się wypłakać, ponarzekać na ciężki los młodego cukrzyka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.