Koniec polskich marzeń o amerykańskiej tarczy – krzyczał czerwony pasek w telewizorze. „Cios w plecy. Zdrada. Jak mogli nam to zrobić? I to 17 września” – skojarzyli błyskawicznie posłowie PiS, a na ich twarzach malowały się żal i zdziwienie.
Co malowało się na twarzach polityków Platformy, trudno powiedzieć, bo od kiedy gruchnęła fatalna wieść, unikali dziennikarzy. Rzecznik rządu zniknął. Rząd też. Amerykańska masakra tarczą antyrakietową zastała naszą klasę polityczną w błogim śnie. Prezydentowi śniły się właśnie gromkie brawa, ba – nawet owacja na stojąco za genialne przemówienie wygłoszone z okazji rocznicy sowieckiej agresji na Polskę. Miały o tym donosić światowe agencje, nie wyłączając gabońskiej. Zamiast jednak o polskim prezydencie i polskiej krzywdzie wszystkie agencje, nie wyłączając gabońskiej, w kółko o amerykańskiej tarczy, co to jej nie będzie. Skołatane prezydenckie nerwy znalazły ukojenie w jakże miłej sercu myśli: zwali się na Donalda, będą punkty dla PiS. Polski premier spał, gdy tuż po północy jego czeski odpowiednik odbierał telefon zza oceanu. Dzwoniono również do szefa polskiego rządu. Ale się nie dodzwoniono. I dobrze, bo do czego to podobne, żeby porządnych ludzi w środku nocy budzić? Gdy jacyś nieokrzesańcy wydzwaniali z Białego Domu, Donald Tusk był już pewnie w fazie REM (sen głęboki) i śnił o gorącym powitaniu, jakie mieli mu nazajutrz zgotować szefowie państw Unii Europejskiej. Unijny szczyt miał być radosny. A tu cała radość uszła, zabawa zepsuta. I jak tu teraz uwierzyć, że Angela, Sarko i Silvio poklepują serdecznie i po przyjacielsku, a nie z politowaniem i Schadenfreude.
Więcej możesz przeczytać w 39/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.