Wstrętu do ekologii można się było nabawić podczas tegorocznego salonu motoryzacyjnego we Frankfurcie. Wszyscy producenci ścigali się o to, który model emituje do atmosfery najmniej dwutlenku węgla i ogranicza tym samym efekt cieplarniany. A dla przyrodniczej równowagi oświetlali swoje dzieła reflektorami i plazmami o mocy zdolnej stopić Arktykę.
Nadszedł właściwy czas, aby salony samochodowe zmieniły swoją nazwę na Targi Bliżej Matki Natury. Przechadzając się po halach tegorocznego salonu we Frankfurcie, można było odnieść wrażenie, że jego głównymi organizatorami były Greenpeace i WWF oraz ludzie, którzy z nudów przypinają się kajdankami do drzew. Wywarli oni na koncerny motoryzacyjne tak wielki wpływ, że nowe modele zamiast spalin mają wyrzucać z rur wydechowych płatki róż, a jedynym słusznym kolorem, na jaki mogą być pomalowane, jest zielony metalik. I tak, każdy niemal producent zaprezentował we Frankfurcie auto – jego zdaniem – najbardziej oszczędne i przyjazne środowisku. O „przyjemności z jazdy" nie było mowy.
Więcej możesz przeczytać w 39/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.