Entuzjazm Polaków dla słowa „Ameryka” słabnie jak Krzynówek goniący za piłką. Nasza ślepa miłość do Ameryki była znana od lat. Podobało nam się wszystko, co amerykańskie, nawet jeśli było szmelcem. Gdy wysłużony złom, zwany F-16, dotarł do Polski w liczbie kilku odrzutowców, cieszyliśmy się jak polska szlachta, która zdobyła Moskwę w 1612 roku. To nic, że z jedenastu kupionych od Amerykanów maszyn pięć należało ze względów technicznych wyłączyć z eksploatacji, a pozostałe psuły się co siedem godzin. To nic. Wszystko, co amerykańskie, miało u nas dożywotni znak jakości.
Nagle ta ślepa miłość do kraju Wuja Sama zderzyła się z brutalnymi faktami. Okazało się, że jankeska gospodarka może się załamać i tym wirusem, niczym ptasią grypą, zatruć innych. Przez moment dolar kosztował dwa złote i to nie była dobra wiadomość dla tych, którzy zarabiali w dolarach. Dostrzegliśmy, że Ameryka dba wyłącznie o swój interes i gdy tylko może, to nas wykiwa. Amerykanie olali nas przy okazji tarczy antyrakietowej i podczas obchodów 70. rocznicy wybuchu wojny, przysyłając na uroczystości jakiegoś trzeciorzędnego urzędnika.
Więcej możesz przeczytać w 39/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.