Przez miesiąc będą strzelać, czarować i cieszyć się z goli. Przeklinać, wygrażać sędziom i Bogu, faulować… Wszystko, byle 11 lipca unieść w górę Puchar Świata. Wielka gra zaczyna się 11 czerwca w RPA. Ale tytuł mistrza świata to nie wszystko. Wielu piłkarzy ma swoje prywatne misje. Ktoś chce zająć w panteonie miejsce Pelego i Maradony, ktoś – uhonorować dziadka albo pokonać brata, który gra w przeciwnej drużynie.
Rooney i Fabiano, czyli w imię królowej i dziadka
W kapitalnej reklamówce wyreżyserowanej z okazji mundialu dla firmy Nike przez Alejandro Gonzáleza Iñarritu („21 gramów", „Babel") angielski napastnik Wayne Rooney niczym bohater „Przypadku” Kieślowskiego przeżywa dwa życia.
Kiedy zawodzi w RPA, dzieciaki zrywają jego plakaty ze ścian, zawala się cała angielska gospodarka, brukowce wołają w tytułach: „England in Roo-ins", a on sam ląduje jako wyrzutek w przyczepie. Ale gdy wygrywa, królowa nadaje mu tytuł szlachecki, w szpitalach setki noworodków dostają imię Wayne, a giełdowe indeksy strzelają w górę. Przesada? Czyżby? Kiedy w 1998 r. David Beckham wyleciał z boiska podczas meczu z Argentyną, a Anglia odpadła z mundialu, kibice życzyli mu z trybun zachorowania na raka, a jego rodzinie śmierci. Kiedy Anglia nie zakwalifikowała się do ostatnich mistrzostw Europy, analitycy obliczyli, że gospodarka straciła na tym 2 miliardy funtów. Dziś uważają, że sukces Anglików w RPA nie tylko rozrusza skostniałą ekonomikę, ale spowoduje też baby boom. Na barki napastnika Manchesteru United i lidera reprezentacji spada więc nie lada odpowiedzialność. Ale presja to żywioł Rooneya.
W kapitalnej reklamówce wyreżyserowanej z okazji mundialu dla firmy Nike przez Alejandro Gonzáleza Iñarritu („21 gramów", „Babel") angielski napastnik Wayne Rooney niczym bohater „Przypadku” Kieślowskiego przeżywa dwa życia.
Kiedy zawodzi w RPA, dzieciaki zrywają jego plakaty ze ścian, zawala się cała angielska gospodarka, brukowce wołają w tytułach: „England in Roo-ins", a on sam ląduje jako wyrzutek w przyczepie. Ale gdy wygrywa, królowa nadaje mu tytuł szlachecki, w szpitalach setki noworodków dostają imię Wayne, a giełdowe indeksy strzelają w górę. Przesada? Czyżby? Kiedy w 1998 r. David Beckham wyleciał z boiska podczas meczu z Argentyną, a Anglia odpadła z mundialu, kibice życzyli mu z trybun zachorowania na raka, a jego rodzinie śmierci. Kiedy Anglia nie zakwalifikowała się do ostatnich mistrzostw Europy, analitycy obliczyli, że gospodarka straciła na tym 2 miliardy funtów. Dziś uważają, że sukces Anglików w RPA nie tylko rozrusza skostniałą ekonomikę, ale spowoduje też baby boom. Na barki napastnika Manchesteru United i lidera reprezentacji spada więc nie lada odpowiedzialność. Ale presja to żywioł Rooneya.
Więcej możesz przeczytać w 24/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.