Almere, położone na wschód od Amsterdamu, stało się sławne, kiedy w wyborach lokalnych wygrała tu Partia Wolności Geerta Wildersa. „Koniec z muzułmańskimi chuliganami” – to hasło pozwoliło zwyciężyć Wildersowi. Czy przemówi do obywateli reszty Holandii, okaże się w środę podczas wyborów do parlamentu. Jedno jest pewne: tolerancyjna Holandia odchodzi do lamusa.
Almere to jedno z najmłodszych miast holenderskich. Pierwsze domy zaczęto tu stawiać w latach 70., w złotej epoce holenderskiego stylu życia i prosperity. Miasto miało być pierwszym zielonym, proekologicznym osiedlem. Holandia była wówczas otwarta zarówno na przełamywanie tradycyjnych norm obyczajowych (pierwsza w Europie zalegalizowała aborcję, następnie miękkie narkotyki; otwarto tu coffee shopy, zalegalizowano domy publiczne), jak i na przybyszów. Najliczniej osiedlali się tu Turcy, Marokańczycy, mieszkańcy byłych kolonii holenderskich, których ściągano do pracy fizycznej. Znajdowali doskonałe warunki do życia – wedle własnych zasad, ale za to często na koszt państwa, szczodrego w udzielaniu przywilejów socjalnych – i ściągali swoich krewnych.
Więcej możesz przeczytać w 24/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.