Po podzieleniu się opłatkiem delektujemy się najlepszym śledziem na świecie, od którego w dużej mierze zależy udana wigilia. To bardzo trudne danie, niewiele osób potrafi je dobrze przygotować. Wyręczają nas supermarkety, gdzie można kupić formy filetowe, które zdecydowanie odradzam.
Śledzia matiasa moczymy całą noc w mleku. Ocet gotujemy z liściem laurowym, zielem angielskim, pieprzem i lubczykiem, po czym studzimy. Białą cebulę kroimy w duże talarki i zanurzamy w zimnej zaprawie. To bardzo ważne, żeby zaprawa była zimna, bo dzięki temu zanurzona w niej cebula zachowa jędrność. Wymoczone śledzie przekładam marynowaną cebulą, zalewam olejem lnianym i dodaję że trzy plasterki cytryny. Cytryny nie powinny być pryskane, bo goryczka zepsuje smak śledzia. Jeśli nie jesteśmy pewni jakości cytryn, warto je wcześniej na noc zanurzyć w wodzie – dzięki temu stracą nieprzyjemny posmak. Nie radze używać oleju rzepakowego, by potrawa nie pachniała karmazynem z lat 60. Oleje z fistaszków czy pestek winogron w tym wypadku też nie spełnią naszych oczekiwań, bo to przecież polskie, a nie śródziemnomorskie święto. Nieco inaczej jest z oliwą z oliwek. Ta króluje na polskich stołach od dawna, w XIX w. było jej już w polskiej kuchni sporo. Podobnie jak sardeli, które też nie są nowym wynalazkiem. Moja babcia całe życie opowiadała o sardelach i minogach, które młode pokolenie odkrywa dziś na nowo, nie wiedząc, że kiedyś stanowiły one istotną część rdzennie polskiej kuchni.
Więcej możesz przeczytać w 51/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.