Mąż opatrznościowy. Zbawca. Herkules, który wysprząta stajnie Augiasza w centrali przy Quai d’Orsay i w jej wysuniętych placówkach. Nawet lewicowa opozycja przyjęła tę nominację życzliwie. Alain Juppé uchodzi za profesjonalistę polityki. Chłodnego wręcz arktycznie, ale kompetentnego i skutecznego. Za osobę, dla której służba dla Francji jest równie ważna jak lojalność wobec własnego obozu.
Wódz tego obozu, Nicolas Sarkozy, nie jest mistrzem dyplomacji. Mógłby się wiele nauczyć od nowego ministra spraw zagranicznych. A właściwie od kogoś, kto zajął stanowisko ważniejsze – być może – niż urząd premiera. Bo Juppé faktycznie został wiceprezydentem. Dyplomacja dyplomacją, ale rozgrywka dotyczy już także przyszłorocznych wyborów prezydenckich.
Sarkozy innego wyjścia nie miał. Juppé, dotychczas minister obrony, od wielu tygodni faktycznie zastępował w sprawach zagranicznych i szefową tego resortu, Mich?le Alliot-Marie, i samego szefa rządu. Prezydent konsultował się z nim niemal w każdej sprawie; pokazywał, jak się z nim liczy i brata.
Musiał zaciskać zęby, bo składał dowody uznania rywalowi, wiernemu towarzyszowi byłego prezydenta Jacques’a Chiraca. Francuska dyplomacja tak się jednak pogubiła, że trzeba jej było uzdrowiciela.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.