Wcześniejsze przecieki medialne brzmiały tak, że rozpatrywałem kontrolowany rozwód ze swoją ukochaną żoną. Dzięki temu mógłbym ją w końcu zatrudnić – pracuje ze mną bardzo ciężko od 25 lat jako sekretarka, asystentka i organizatorka mojego twórczego życia, ale wedle prawa obija się, nie przynosi dochodu i jest nierozliczalnym przez ustawę kosztem. Z miłości odpuściłem pomysł.
Wreszcie zasiadłem przed TV, by posłuchać pierwszego w życiu exposé, które miało nie kłamać. Sekunda po sekundzie frunęły w moim kierunku ciosy zadawane różnym ludziom i całym grupom zawodowym, także mojej. Wszystko podlane sosem troski o Polskę. W pewnym momencie syn mi przysłał SMS: „Przeżyjemy?". Odpowiedziałem: „Nie wiem…”. Właśnie buduję studio nagraniowe, a kultura szefa Platformy Obywatelskiej nie interesuje.
Istnieją ludzie, którzy nie widzą wartości w zjawiskach niematerialnych i Donald Tusk do nich należy. Nie on jeden. Wiele lat temu mój przyjaciel, amerykański scenarzysta, rozmawiał ze słynnym amerykańskim producentem filmowym od Spike’a Lee o pomyśle filmu o Polsce i rekomendując ów pomysł, użył określenia „To może być… no tak wielki film… jak… jak… jak ?Hair? Miloša Formana!". Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza, a po niej padło chłodno kilka słów składających się na zdanie: „?Hair?, a very good movie, but did a very bad business”. Czyli „Hair” znakomity film, ale bardzo nieudany biznes.
Otóż ilekroć słucham ludzi PO, mam wrażenie, że kultura im fruwa koło pióra. Ot, jakieś mgławicowe zagadnienie, jacyś pokręceni ludzie, którzy nic materialnego nie tworzą, nie da się tego wziąć do ręki, wypuścić na to obligacji, wziąć pod zastaw tego czegoś kredytu– toto właściwie nie istnieje. Widział ktoś muzykę na oczy? No właśnie. Twórcy pojawiają się dopiero wówczas, gdy jeden z nich zajeżdża pod studio telewizyjne nowym ferrari – o, wtedy politycy PO go natychmiast dostrzegają i zaczynają budować wokół niego swoje własne twórcze wizje. „Popatrz, koleś zarabia gigantyczne pieniądze, właściwie nie wiemy na czym, ale je ma, cholera, one są ogromne, sami takich nie mamy, pora mu skubnąć parę groszy do budżetu, bo na pewno ma je w jakimś stopniu niezasłużenie".
Problem ze słynnym odpisem 50 proc. kosztów uzyskania – czyli z nieuwzględnieniem w dochodach połowy zarobionych pieniędzy – wkurza wszystkich nietwórców. Strasznie wygodna sytuacja dla rządu. Wystarczy szepnąć publicznie, że twórca ma lepiej i już cała opinia społeczna chce takiego powiesić na gałęzi. O tym, że twórca nie ma emerytury, świadczeń zdrowotnych, urlopów, chorobowego i że nie może odliczyć kosztu zakupu fortepianu, nikt słuchać nie chce. Więc gdyby tnąc nam rzekomy „przywilej", pan premier nas ustawowo ubezpieczył, poczułbym się jak każdy inny zatrudniony obywatel w Polsce. W zamian mu podpowiem, gdzie szybko znajdzie większe pieniądze.
Kilka tygodni przed wyborami rozmawiałem z bardzo znaną osobistością ze świata polityki, konkretnie byłą gwiazdą z partii PiS. Powiedziała mi ona w zaufaniu, że pierwszym człowiekiem, który wbije kosę w plecy Jarosławowi Kaczyńskiemu, będzie Zbigniew Ziobro. „Niech tylko jego ludzie dostaną się do Sejmu, a zobaczy pan, co się stanie" – usłyszałem. Nie brałem tego serio. Tymczasem…
Aby dostać się do Sejmu, trzeba mieć ogromną kasę. Zbigniew Ziobro i Jarosław Kurski nie mieli nic. A plan mieli gotowy od dawna. Wykorzystali więc cwanie istniejące zapisy o partiach politycznych i chytrze wystawili do Sejmu swoich ludzi z PiS za pieniądze PiS, rolując Jarosława Kaczyńskiego. Gdy tylko ci ludzie weszli do Sejmu – wszczęto rokosz. Z dnia na dzień nowa i gotowa partia zjawiła się z własnymi posłami w Sejmie, bez kasy, kampanii czy wyborów. Genialne.
Otóż, panie premierze, wszyscy polscy twórcy razem wzięci nigdy nie przyniosą państwu takiego podatkowego łupu, jak ten, który rząd pozyska, cofając finansowanie partii politycznych. A tej zapowiedzi nie usłyszałem. Po exposé wiem jednak, że kultura narodowa jęknie jeszcze ciszej, zobaczy pan.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.