Kiedyś, by pieniądz wyszedł z obiegu, trzeba było go zepsuć. Po cichu i powoli dodawano miedzi zamiast złota i pieniądz przechodził do historii. Dziś wystarczy, że się go poprawi, a pieniądze, jakie znamy, całkiem znikną. Jesteśmy świadkami cichej rewolucji, która dokonuje się w naszych portfelach. Dziś pieniądz to nie papier z obrazkami, a zapis w systemie. Jest lepszy, bo mniej kosztuje, nie trzeba wydawać reszty, ratować po zalaniu go kawą. Oczywiście są ci, którzy lubią poczuć pieniądze, podoba im się ich zapach. Ale to wymierający gatunek jak wielbiciele drukowanej książki.
Ale mimo że pieniądze jako szeleszczące papierki znikają, to czy tak samo będzie z pieniądzem w ogóle? Czy zniknie dolar albo euro? Na razie na to chyba nie ma szans. Bo te dziwne obrazki na banknotach przedstawiają państwo, które za nim stoi. Za bitcoinem nikt nie stoi, nie ma sejfów ze złotem, które w razie potrzeby będą gwarantowały spłaty. Bez państwa nie ma pożyczkodawcy ostatniej instancji. Ale to nie oznacza, że dolar nie jest niezagrożony. Wyliczono, że średnia długość życia waluty rezerwowej, jaką kiedyś był np. brytyjski funt czy hiszpańskie dukaty i holenderskie guldeny, to zaledwie 90 lat. Potem przychodzi czas na inną. Dolar jest już dziś grubo po siedemdziesiątce, więc nie znamy dnia ani godziny. W dodatku po cichu i od dawna majstrują przy nim politycy, osłabiając jego wartość. Niewykluczone, że wkrótce przyjdzie nam żyć z chińskim juanem jako główną walutą rezerwową świata. Być może to w niej będą się odbywać wszystkie rozliczenia międzynarodowe. Nie wykluczone też, że powrócimy do standardu złota, o czym mówi dziś wielu ekonomistów. Bo standard złota to bat na długi. Albo jesteś zdyscyplinowany i pożyczasz tyle, ile masz złota, albo nie pożyczasz wcale. Tylko jak sobie zafundować taką kurację po latach brania silnego narkotyku w postaci ciągłego deficytu budżetowego? I jak tłumaczyć, że nadmierne zadłużanie się prowadzi do bankructwa, skoro dziś, po dwóch latach od uratowania Grecji inwestorzy rzucili się na obligacje z Aten jak na ciepłe bułeczki? Raz, że oferują większe oprocentowanie, a dwa, że Bruksela nie dopuści do żadnego bankructwa. Paradoksalnie to taki porządny kryzys, który by doprowadził do tego, że nawet wielcy mogliby upaść, oczyściłby współczesny system finansowy. Nie chciałbym jednak go doczekać. Ale politycy, którzy znów się kampanijnie uaktywnili, cały czas rozdają. I z każdym krokiem w naszych pieniądzach jest coraz więcej miedzi, tak do czasu gdy się zorientujemy, że w złotówce prawie wcale nie ma złota.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.