Czerwonymi piętrusami w Londynie jeździ codziennie 6 mln pasażerów. To głównie turyści, którzy chcą sprawdzić, jak to jest siedzieć nad głową kierowcy. Albo ci, którzy wolą ominąć zatłoczone stacje metra, gdzie w godzinach szczytu trudno wsadzić szpilkę. Autobusy w Londynie mają też tę przewagę nad pajęczyną podziemnych torów, że są po prostu tańsze. Za bilet kupiony u kierowcy damy o połowę mniej niż za taki sam wypluty z maszyny na peronie metra. Londyńczycy, którzy jeszcze wydłubują miedziaki z dna portfela, żeby sypnąć je na rękę kierowcy w zamian za bilet, już mogą zmieniać stare nawyki. Kilka dni temu londyńskie przedsiębiorstwo transportowe ogłosiło, że od lipca żegna się z gotówką w autobusach. Bilet będzie można kupić tylko kartą zbliżeniową. Nic dziwnego, skoro banknotami w autobusach płaci tylko 1 proc. pasażerów. Kilka lat temu robił tak jeszcze co czwarty z nich. Szwecja była pierwszym krajem w Europie, który wprowadził do obiegu papierowe pieniądze. Dzisiaj jest pierwszym państwem na świecie, które na serio rozważa całkowitą rezygnację z gotówki. I to nawet do tego stopnia, że w niektórych szwedzkich sklepach i restauracjach zrobimy zakupy bez portfela, bez karty płatniczej i bez telefonu. Za kolację można zapłacić dłonią.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.