Znajomy z opozycyjnego domu mówi, że opozycja kojarzy mu się z kłębami dymu: kuchnia, stado brodaczy, dyskusje i kłęby dymu. Gdyby był bardziej spostrzegawczy, dodałby jeszcze wiaderko wódki. Piło się w zasadzie wszędzie. Nie było spotkań towarzyskich bez wanienki wódki. Obrzydliwej wódki. Kto się nie wychował na Vistuli czy Bałtyku (płyn o barwie białej i trwałym zapachu...), ten nic nie wie o życiu.
W ostatniej dekadzie PRL picie wódki przez polski naród to była już plaga grożąca narodową katastrofą, a na pewno dążąca do dorównania do najwyższych standardów radzieckich. Zapewne z tego powodu powstało restrykcyjne prawo dotyczące produkcji alkoholu. Otwarcie w Polsce małej gorzelni jest właściwie niemożliwe lub nieopłacalne. Wytworzono tyle przepisów, obostrzeń, nakazów i zakazów, że jest to zabawa wyłącznie dla korporacji. Z ok. 500 gorzelni 25 lat temu pozostało obecnie 100. Zabetonowano rynek.
Zbyszek Kmieć z Zielonego Niedźwiedzia, który o jedzeniu i alkoholu wie wszystko, mówi, że w Polsce obecnie produkuje się zaledwie kilka marek prawdziwej wódki. Reszta to woda mieszana z najtańszym spirytusem z Rumunii. Trwa wyniszczająca wojna cenowa między koncernami.
Polska wódka mogła być naszą eksportową wizytówką. Mogliśmy być z niej dumni, jak Szkoci z whisky, mogła być wielkim promotorem Polski w świecie i generatorem ruchu turystycznego, a staje się polskim obciachem, który przestają pić nawet Polacy. Do tego doprowadziło de facto zamknięcie i zabetonowanie rynku, które uniemożliwia konkurencję i wejście na rynek małych pretendentów. Bariera w postaci niewiarygodnego gąszczu przepisów doprowadziła do jego degeneracji. Jakościowo wracamy do poziomu Vistuli i Bałtyku. Nie ma turystyki kulinarno-alkoholowej do Polski, jak do Szkocji, bo kto będzie jechał, żeby napić się rumuńskiego spirytusu wymieszanego z wodą?
Za chwilę to samo co z wódką politycy zrobić mogą z polskim rolnictwem. Ma bowiem wejść restrykcyjne prawo, ktoś zamrozi obrót ziemią. Skutki łatwe do przewidzenia. Zniszczenie rolnictwa za dwie dekady. O ile bowiem obecni rolnicy i się znają, i chcą, to ich dzieci już raczej niekoniecznie. Ponadto demoralizująca każdego prawna bariera wejścia i konkurencji – nie trzeba się będzie starać. Starać to się będą musieli ci, co chcą kupić.
Nie wieszczę, jak niektórzy, że za jedną-dwie dekady dojdzie do głodu. Nie dojdzie. Dojdzie do ostatecznego wykończenia polskiego rolnictwa. Jakość pójdzie ostro w dół, ceny ostro w górę. A za miedzą, na Ukrainie, właśnie zaczyna się tworzyć mordercza konkurencja dla polskiego rolnictwa. Mieszanka czarnoziemów, pieniędzy oligarchów, zachodnich technologii i de facto niewolniczej siły roboczej to śmiertelne zagrożenie dla polskiego rolnictwa.
Mieliśmy kojarzony z nami, światowy produkt – wódkę. Dzisiaj mamy wodę ze spirytusem. Mamy jeszcze światowej klasy rolnictwo – i za chwilę możemy go nie mieć. Wszystko na własne życzenie. Niech politycy dalej urządzają nam życie.■
*Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.