Gdyby brać dosłownie wypowiedzi polityków, i to zarówno rządzących, jak i opozycyjnych, to powinniśmy się lada dzień spodziewać próby zbrojnego obalenia legalnej władzy. A gdyby do tego nie doszło, to jak nic czeka nas dyktatura. Politolodzy i socjolodzy, z którymi rozmawialiśmy, nie widzą jednak w społeczeństwie nastrojów rebelianckich czy rewolucyjnych. A więc emocje – prawdziwe czy wykalkulowane – są udziałem przede wszystkim polityków.
Rewolucja bankierów
Politolog Jacek Kloczkowski z krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej pytany, jak odbiera słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który przyrównał protesty KOD do rebelii, odpowiada, że bez większych emocji.– Jest to tylko przesadna forma zwrócenia uwagi na problem polskiego życia politycznego – mówi.– Gdybym przyjął je dosłownie, czyli uznał, że ogłoszono rewoltę, to powinienem się spodziewać, iż zaraz wyjadą wojska na ulicę, żeby tę rewoltę pacyfikować, a niczego takiego się nie spodziewam. Według krakowskiego politologa jest pewien element rebelii w tym, że Trybunał Konstytucyjny nie podporządkowuje się ustawie o tymże Trybunale uchwalonej przez Sejm. Pierwiastki rebelianckie Kloczkowski dostrzega też w niektórych wypowiedziach opozycji, np. tych dotyczących Majdanu w Warszawie. – One mogą nakręcić spiralę emocji wśród Polaków, doprowadzić do tego, że przed kancelarią premiera wyrośnie takie czy inne miasteczko i będzie problem, ale na razie tego nie widać, w przeważającej części społeczeństwa emocje są raczej wyważone – ocenia Kloczkowski. – Widoczni są aktywiści po obu stronach barykady, ale większość obywateli pozostaje obojętna na spór polityczny, a nawet są trochę źli, że politycy rzucają mocne słowa, choć nie ma ku temu powodów. Politolog dodaje, że gdyby poziom życia Polaków dramatycznie się obniżył, to wówczas retoryka i emocje opozycji mogą pobudzić większe grupy społeczne do protestów. – Ale w obecnej sytuacji nie widzę dużych pokładów mobilizacji społecznej – konkluduje. Według Kloczkowskiego równie przesadna jest retoryka opozycji. – Politycy opozycji, strasząc autorytaryzmem czy nawet totalitaryzmem, robią to po to, żeby siebie przedstawić jako pożądaną alternatywę dla obecnych rządów – mówi politolog. – Stąd tylko krok do tego, żeby nazwać siebie rewolucjonistami, tak jak to zrobił Ryszard Petru. Ale ponieważ w ustach człowieka wywodzącego się ze środowiska bankowego słowo rewolucja brzmi dosyć groteskowo, dlatego nie wierzymy, że do niej dojdzie. Czy więc emocje prezentowane przez polityków są prawdziwe, czy wykalkulowane? – Nie wykluczam, że część polityków naprawdę wierzy, że mamy do czynienia z rebelią lub stoimy na progu totalitaryzmu, ale większość polityków dobrze wie, że przesadna retoryka jest dla nich korzystna, bo umacnia własny elektorat – ocenia Kloczkowski. – A poza tym znacznie łatwiej jest opisywać rzeczywistość, używając wytartych sloganów niż stawiać precyzyjną diagnozę.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.