Dopiero po 10 marca będzie znana lista Koalicji Europejskiej do Parlamentu Europejskiego, ale już dziś widać, jakie emocje wywołuje jej układanie. Łódzka organizacja zdecydowała już pół roku temu, że numerem jeden na liście do europarlamentu z tego regionu będzie posłanka Joanna Skrzydlewska, która zasiadała w PE w poprzedniej kadencji. Gdy PO podpisała porozumienie z SLD, na pierwsze miejsce w Łodzi wskoczył jednak Marek Belka, były premier z SLD, a Skrzydlewska spadła na drugie. Ale po podpisaniu porozumienia z PSL to miejsce dostał ludowiec poseł Paweł Bejda, a kandydatka PO została zepchnięta na trójkę. – Łódzcy działacze są oburzeni, awantura jest na całego – mówi polityk KE. To nie jest odosobniony przypadek.
Niedawno kierownictwo PO ujawniło, że zamierza pierwsze miejsce na liście na Dolnym Śląsku przeznaczyć dla Janiny Ochojskiej, szefowej Polskiej Akcji Humanitarnej (o sprawie jako pierwszy poinformował „Wprost”). Zaskoczyło to niemile Bogdana Zdrojewskiego, popularnego deputowanego z tego okręgu. Zdrojewski, były minister kultury w rządzie Donalda Tuska, ale też były prezydent Wrocławia, pogodziłby się z drugą pozycją na liście, napisał nawet o tym na Twitterze, ale podobno Grzegorz Schetyna w ogóle nie zamierza dać mu szansy na kandydowanie do PE. Jeden z wrocławskich polityków PO przekonywał nas, że Zdrojewski będzie potrzebny we Wrocławiu, żeby w jesiennych wyborach do Sejmu stawić czoła premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, który być może będzie otwierał wrocławską listę Zjednoczonej Prawicy. Ale zdaje się, że Zdrojewski jako człowiek Donalda Tuska może nie dostać miejsca także na liście do parlamentu krajowego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.