Pomysł na tę rozmowę zrodził się jeszcze przed wydarzeniami w Białymstoku. W Boże Ciało biskupi wzywali do modlitw pokutnych za grzechy społeczności LGBT, w zasadzie zaś milczeli o ofiarach pedofilii. Czułem się przez nich zaatakowany. Dzień wcześniej zaprosiłeś mnie do studia Telewizji Republika. Byłem twoim gościem nie tylko jako publicysta „Wprost”, lecz także jako wierzący gej. To była wyjątkowo dobra, spokojna rozmowa.
Zaskoczyło cię to?
Ani trochę, byłem u ciebie wiele razy, zawsze mnie traktujesz z szacunkiem. Po prostu uświadomiłem sobie, że jest w tym jakiś paradoks. Biskupi na Boże Ciało atakują gejów, tymczasem ten „straszny Terlikowski” umożliwia mi normalną, spokojną rozmowę. Przyznaję, że kiedy kilka lat temu pierwszy raz szedłem do twojego programu, miałem poczucie, że wchodzę do jaskini lwa. Znajomi do dziś mają pretensję, że z tobą gadam. Swoją drogą, ty się nie boisz ze mną rozmawiać dla „Wprost”?
Nie mam nic do stracenia (śmiech). Przecież i tak twoi znajomi uważają mnie za katotaliba, szalonego prawicowca, który na dzień dobry zjada dzieci ateistów. Z kolei moja – konserwatywna – strona czasem twierdzi, że jestem katocelebrytą, który przechodzi na ciemną stronę lewactwa.
No to pogadajmy jak gej z katotalibem. A może po prostu jak dwaj dziennikarze, którzy się znają od kilkunastu lat, i choć w wielu sprawach się ze sobą nie zgadzają, ciągle potrafią rozmawiać.
Porozmawiajmy.
Zacznijmy od Białegostoku, gdzie katoliccy obrońcy cywilizacji chrześcijańskiej zaatakowali pokojowy Marsz Równości.
Nie zgadzam się z takim postawieniem problemu. Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, także z powodu agendy politycznej,która stoi za marszami równości. Ale zacznę od tego, że Ewangelii nie można głosić w nieewangeliczny sposób. Dlatego ci, którzy w Białymstoku rzucali ekskrementami i wznosili wulgarne okrzyki, nie są obrońcami chrześcijaństwa, bo chrześcijaństwo głoszone w ten sposób, nie jest już Dobrą Nowiną, przeciwnie – zaczyna usprawiedliwiać przemoc. Pamiętajmy, że Jezus przyszedł także do homoseksualistów, transseksualistów, działaczy gejowskich – po to, żeby ich zbawić, a nie potępić. Ale jest też druga strona medalu – wcale nie jest tak, jak sugerujesz, że po drugiej stronie byli jedynie głosiciele tolerancji. Tak się składa, że na Zachodzie działacze gejowscy odbierają prawo do myślenia po chrześcijańsku, wyrzucają z pracy, szkół i uniwersytetów tych, którzy ośmielają się myśleć inaczej.
Serio? Problemem są prześladowania katolików przez gejów? A pamiętasz, że zanim nastąpiły wypadki w Białymstoku, koledzy z prawicowych mediów wydrukowali naklejki: „Strefa wolna od LGBT”?
Nigdy nie popierałem tej akcji. Trzeba sobie zadać pytanie, jak w podobnej sytuacji zachowałby się Jezus. Czy przyklejałby na czyichkolwiek drzwiach takie naklejki? Z pewnością nie. On spotykał się z wykluczonymi i potępionymi, choć porządni Żydzi byli tą jego otwartością zgorszeni. Jeśli kogoś potępiał, to tych, którzy nie mieli sobie nic do zarzucenia.
Zaostrzenie kościelnej retoryki pod adresem osób homoseksualnych zbiegło się w czasie z filmem braci Sekielskich. To przypadek?
Mam swoją teorię. Mówienie o zagrożeniu ze strony LGBT pomaga biskupom w ucieczce od rozliczeń i wyjaśnień afer seksualnych.
Biskupi mówią, że winę za afery pedofilskie w Kościele ponoszą rewolucja obyczajowa i LGBT.
Teza co najmniej dyskusyjna. Przecież większość spraw ujawnionych w filmie braci Sekielskich miała miejsce w latach 80., czasem 90. A więc w czasach, gdy o LGBT w przestrzeni publicznej prawie w ogóle się nie mówiło. Ale wygodniej jest mówić o zgubnych skutkach rewolucji obyczajowej niż np. powołać komisję do zbadania przestępstw pedofilii w Kościele. Taką, jaka powstała chociażby we Francji.
Mam poczucie, że po wstrząsie, jaki wywołał film Sekielskich, szybko przeszliśmy nad tą sprawą do porządku dziennego.
Niestety, masz rację. Wśród biskupów panuje przekonanie, że film Sekielskich nie wywołał takich skutków, jak się spodziewano. Nie ma powszechnego szoku, debata publiczna przygasa, temat skończony.
Też uważasz, że tak jest?
Oczywiście, że nie. Obaj znamy media, wiemy, że zainteresowanie tematem najpierw jest ogromne, potem nagle słabnie, ale następnie znowu się pojawia. Sekielscy szykują kolejne dwa filmy, za chwilę ktoś może np. ujawnić aferę seksualną z udziałem jakiegoś biskupa, znowu o sprawie będzie głośno. Tak było na Zachodzie. Nierozliczona pedofilia nie zniszczy polskiego Kościoła z dnia na dzień, ona będzie go osłabiała stopniowo. Tak jak w Irlandii, gdzie po aferach seksualnych Kościół wciąż istnieje, ale jest społecznie bez znaczenia. Nie ma czego zbierać.
Arcybiskup Stanisław Gądecki publicznie podziękował Sekielskim za film i zapowiedział rozliczenie winnych. Po czym odmówił prokuraturze wydania dokumentów w sprawie księdza pedofila.
Twierdzi, że są w Watykanie.
Przykro mi, ale ja mu nie wierzę.
Sytuacja jest co najmniej dziwna. Najpierw powołany przez kurię poznańską rzecznik praw ofiar odmawia prokuratorowi wydania dokumentów, powołując się na tajemnicę zawodową. Gdy sąd zwalnia go z tej tajemnicy, pojawia się argument, że wszystkie akta sprawy wysłano do Watykanu. Nie znam się na prowadzeniu biskupich kancelarii, ale wydaje mi się oczywiste, że w takich przypadkach akta się kopiuje, choćby na wypadek zniszczenia lub zaginięcia.
Jak więc wytłumaczyć postawę kurii?
Biskupi najwyraźniej nie odrobili lekcji Stanów Zjednoczonych. Tam też hierarchowie nie chcieli współpracować z organami ścigania. Efekt był taki, że kolejne skandale i tak wychodziły na jaw, państwo wkraczało i osądzało, tyle że autorytet Kościoła spadał z tygodnia na tydzień. Boję się, że u nas będzie podobnie.
Nie będzie. Polska prokuratura nigdy w życiu nie wejdzie do żadnej kurii.
Myślę, że biskupi wychodzą z podobnego założenia. Mają przekonanie, że Kościół wciąż cieszy się szczególną pozycją, państwo nie będzie więc naciskać i sprawa przycichnie. Ja się z tym myśleniem głęboko nie zgadzam. Uważam zresztą, że prokurator powinien wkroczyć do poznańskiej kurii i dokonać przeszukania
Ksiądz z archidiecezji poznańskiej, którego akt poszukuje prokuratura, został już ukarany. Dlaczego więc kuria go broni?
Mnie też się to wydaje bezsensowne i smutne. Myślę, że tu działa jakaś dziwna solidarność.
Czym spowodowana?
Księża tworzą specyficzną, zamkniętą społeczność, która z zasady rozwija mechanizmy wzajemnego wsparcia. To wspieranie się dotyczy dobrego i złego. Część spraw dotyczących skandali seksualnych była tajemnicą poliszynela, wielu duchownych wiedziało, ale nie reagowało – to dziś budzi u nich wyrzuty sumienia. Inni próbowali reagować, ale szybko się dowiadywali od przełożonych, że nie należy kalać własnego gniazda. Znamienny jest tu przykład abp. Juliusza Paetza. Oskarżono go nie o pedofilię, lecz molestowanie seksualne kleryków, nie zmienia to jednak tego, że mechanizm zadziałał podobnie. Otóż co najmniej pięciu polskich biskupów wiedziało o sprawie, mieli dowody, a mimo to nie powiadomili Watykanu. Dopiero gdy Wanda Półtawska, przyjaciółka Jana Pawła II, powiadomiła go o sprawie osobiście, arcybiskup odszedł z funkcji metropolity. Zresztą, nigdy nie powiedziano oficjalnie, z jakiego powodu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.