W ubiegłym tygodniu został zaprezentowany pierwszy sondaż uwzględniający porozumienie Wiosny, Razem i SLD. W badaniu Estymatora przeprowadzonym w połowie lipca koalicja lewicowa zdobyła poparcie 9,5 proc. głosów. Niby dobrze, bo próg dla koalicji wynosi 8 proc. Ale jak na inicjatywę nową, która powinna zgarnąć premię za świeżość i jedność – to jednak trochę mało. Podobno istnieją wewnętrzne sondaże dające koalicji Wiosny, SLD i Razem kilkanaście procent poparcia. Tyle że nikt ich nie widział. Połączona lewica teoretycznie powinna ucieszyć wszystkich wyborców na lewo od PO. Nareszcie grupa ludzi o podobnych wartościach i poglądach postanowiła wspólnie iść do wyborów. Pal sześć, że jeszcze niedawno obrzucali się błotem w mediach. To zdarza się wszystkim partiom walczącym o ten sam elektorat. Rzecz w tym, że wiarygodność tej grupy pozostawia wiele do życzenia.
Lewica na łopatkach
„Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic, więc razem mamy tyle, żeby założyć fabrykę”. To słynne zdanie z „Ziemi obiecanej” połączona lewica śmiało może przyjąć za swoje motto. Włodzimierz Czarzasty, szef SLD, Robert Biedroń, przewodniczący Wiosny, i Adrian Zandberg, lider Razem, postanowili zbudować fabrykę, czyli koalicję wyborczą, mając niewielkie zasoby. Teoretycznie aktywem SLD są struktury w całym kraju. Tyle że jest to cień dawnej potęgi. W połowie lipca posypały się struktury śląskiego Sojuszu. Z partii wypisał się Zbigniew Zaborowski, wieloletni poseł i lider tego regionu, o czym poinformował „Dziennik Zachodni”, dodając, że tuż przed wyborami śląski SLD leży na łopatkach. A to była jedna z największych organizacji partyjnych.
Nic dziwnego, że kierownictwo Sojuszu uznało, iż w pojedynkę niewiele się zdziała. Razem Adriana Zandberga to partia, która w ostatnich wyborach zdobyła w całej Polsce 168 tys. głosów – i to wspólnie z Unią Pracy oraz Ruchem Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. Działacze zrozumieli, że w tegorocznym rozdaniu politycznym nie załapią się nawet na finansowanie dla partii, które nie weszły do Sejmu. Żeby je dostać, trzeba osiągnąć minimum 3 proc. poparcia. Tymczasem Razem w wyborach europejskich zdobyła zaledwie 1,24 proc. głosów. Wiosna, nadzieja progresywnej lewicy, jest w równie trudnej sytuacji.
Po pierwsze, to partia bez głowy, bo jej lider Robert Biedroń zdobył mandat do europarlamentu i nie odda go ot tak, po to, żeby poprawić wynik swojej formacji w wyborach parlamentarnych. Z nieoficjalnych informacji wynika, że decyzja już zapadła i Biedroń nie będzie kandydował do Sejmu. Ale jest kolejny problem – w środowisku lewicowym huczy od pogłosek, że Wiosnę do końca roku trzeba będzie zamknąć ze względu na błędy popełnione w rozliczeniu finansów partyjnych. Z tego powodu błyskotliwy projekt Roberta Biedronia właściwie już się nie liczy na scenie politycznej. Właśnie te przyczyny oraz decyzja Grzegorza Schetyny, lidera PO, który odrzucił koalicję z SLD w wyborach do Sejmu, doprowadziły do porozumienia na lewicy. Zostało ono wymuszone i to jest pierwszy powód, dla którego lewicowa inicjatywa tłumów nie porywa.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.