Moi bohaterowie mieli odmienne charaktery, wywodzili się z innych światów, inaczej reagowali na rzeczywistość. Ale łączyło ich, że byli geniuszami już jako dzieci. Amy wspaniale śpiewała, Maradona stał się piłkarskim królem podwórka, Senna zasuwał na gokartach. Świat wcześnie ich odkrył i równie szybko zniszczył – mówi mi Asif Kapadia. Rozmawiamy na festiwalu w Cannes, tuż po premierze dokumentu „Diego”. Wywiadów udzielają też Daniel Arcucci, biograf Maradony, i Fernando Signorini, dawny trener personalny sportowca. A, i jeszcze montażysta filmu, Chris King.
Brakuje jednej osoby: Diego Maradony. Dziennikarze podejrzewają, że legendzie piłki nożnej nie spodobał się jego uczciwy portret. – On go nie widział – komentuje Kapadia. – Chciałem zrobić dla niego seans w Dubaju, ale w ostatniej chwili zadzwonił, że jedzie na Białoruś. „OK, przylecę” – odpowiadam, a on: „Nie, nie, już jestem w drodze do Kolumbii”. A później: „Jednak nie, ruszam do Moskwy na olimpiadę”. Stanęło na Argentynie, kiedy znów zadzwoniła komórka: „Dostałem pracę w Meksyku”. No to umówiliśmy się w Cannes. Ale pewnie coś mu wypadło. Biograf Maradony śmieje się: – Cóż, cały Diego. Zdarza się, że jesz z nim obiad, a on wstaje od stołu i dobę później dzwoni z drugiego końca globu. Taki jest. Zawsze wszystko w jego życiu było skrajne, przerysowane, ekstensywne. Jak grał w piłkę, to na całego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.