Zauważmy, że nawet organizacje walczące z komunizmem po 1944 r. nie stosowaływ nazwach „suwerenności", a najpoważniejsza z nich nazywała się Wolność i Niezawisłość (WiN). Gdyby dobrze popatrzeć, to Polska jako państwo nie była suwerenna od początków XVII w., bo zawsze ktoś wywierał presję, jacyś posłowie byli na obcych usługach i zrywali sejmy oraz stopniowo traciliśmy ową suwerenność, chociaż nie niepodległość – aż do rozbiorów. Potem w okresie międzywojennym próbowano zbudować państwo suwerenne, ale mądre wysiłki Piłsudskiego skończyły się jedynym naprawdę realnym sojuszem, czyli z Rumunią.
Istnieje też niebłahy argument przytaczany przez wielkiego Johna Locke’a w końcu XVII w., a mianowicie że nie można traktować społeczeństw katolickich jako suwerennych, ponieważ są uzależnione od papieża. Dzisiaj już tak nie jest, ale papieża zastąpiła Unia Europejska, a w zasadzie jej komisja. Jednak przez kilka stuleci Watykan realnie ograniczał polską suwerenność, gdyż narzucał religię, symbole, obyczaje, sferę wyobraźni, a nawet po części język. Jakoś tego ograniczenia suwerenności nie traktowaliśmy (z wyjątkiem nielicznych) jako zbyt groźnego.
Teraz rozumiemy, czym jest suwerenność, jest to swoboda wyboru przez wspólnotę narodową czy też inne formy dużych wspólnot – mówiąc uczenie – form egzystencji czy po prostu – form życia. Prawne zasady działania państwa to jedno, faktyczne formy życia to zupełnie co innego i tu mamy suwerenność lub jej nie mamy, lub występują jej ograniczenia. Unia Europejska do pewnego stopnia wtrąca się nam w suwerenność, tak jak nasze państwo wtrąca się w moją suwerenność, kiedy ogranicza mi prawo palenia papierosów lub narzuca pewne formy konsumpcji.
Czasem to jest czynione ze względu na dobro poszczególnych państw, czasem motywowane bardzo poważnymi argumentami, jak przy zakazie stosowania kary śmierci, chociaż niektórzy w Polsce chcieliby, żeby łamanie kołem było w dalszym ciągu dopuszczalne. Czasem mamy do czynienia z pewną przesadą, jak w przypadku praw dziecka, a czasem z brakiem stosownej reakcji, jak w przypadku kontroli nad produktami farmaceutycznymi, która powinna się odbywać częściowo na ponadpaństwowym poziomie. Ale wszystko to jest pestka w porównaniu z ograniczeniem niepodległości, na takich, co by je proponowali, pójdę do walki nawet z widelcem w ręku (karabinu nie mam).
Suwerenność to wybór formy życia. Z wielu krajów znamy przypadki prób ograniczenia rzekomo dziwacznych form życia przyjętych często przez duże grupy. Tak próbuje się wytępić obyczaje i sposób życia Romów, tak kiedyś próbowano ograniczyć publiczne i obyczajowe uprawnienia mormonów. Polska stosowała takie ograniczenia wobec Żydów i innych mniejszości. Dziś jest to niedopuszczalne dlatego, że zmieniła się powszechna wrażliwość (czasem są to niestety zmiany powierzchowne).
Rzeczywistym ograniczeniem suwerenności – i proszę się nie śmiać – są konsekwencje upowszechnienia kultury masowej czy tak zwanej popkultury, które doprowadziły do zaniku dawnych obyczajów, lub do nieco komicznych nowych melanżów obyczajowych jak wesela na wsi, kiedy to dawne elementy ludowe łączą się z tym, czego ludzie nauczyli się z amerykańskich seriali. Rzeczywistą siłą ograniczającą suwerenność są programy rozrywkowe w telewizji, obojętne, czy publicznej, czy komercyjnej, bo w Polsce nie widać różnicy. Ale na to wszystko już nie poradzimy.
To znaczy ci, którzy chcą, jakoś sobie radę dadzą, będą wiedzieli, co stanowi o ich indywidualnej czy zbiorowej, wspólnotowej suwerenności, inni będą suwerenni tylko wtedy, kiedy będą powtarzali brzydkie wyrazy po wiele razy. Nie wolno jednak mylić wszystkich tych realnych problemów z suwerennością jako upodobaną formą życia z prawnymi oznakami niepodległości i z faktyczną niepodległością. Pojęcie suwerenności znaczy coś istotnego, ale znaczy – i tylko tyle.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.