Politycy żądali zdjęcia z anteny programu „The Voice of Poland" i nawet episkopat się pokłócił, bo strasznie trudno jest zdefiniować szatana, skoro walczy z samym Bogiem. Nie wiedziałem jeszcze, że mogę być potrzebny, gdy jeden z moich kolegów porównał Nergala do Hitlera i tym samym zakończył spór. Zgodnie z prawem Goodwina, które mówi, że „wraz z trwaniem dyskusji w internecie prawdopodobieństwo przyrównania czegoś lub kogoś do nazizmu bądź Hitlera dąży do 1”, przyjęło się, że „pierwsza osoba, która wyzwie drugą od nazistów, automatycznie przegrywa dyskusję”. Jakoś wtedy do mnie zadzwoniono. Scenariusz programu wymaga, żeby każdy ze sławnych jurorów miał w swoim pobliżu dwóch doradców. Nie mogłem odmówić. Kiedyś mi esbek powiedział podczas przesłuchania „Diabeł w panu mieszka”, a teraz moja sławna koleżanka dziennikarka domagała się dla Nera aresztu albo przymusowych robót, więc nie miałem czasu na zastanawianie się.
Skoro broniłem wcześniej Shazzy i disco polo przed Pospieszalskim, Nieznalskiej przed więzieniem, to nie mogłem skrewić przed wprawdzie zabawną, ale jednak namiastką prawdziwej inkwizycji. Udałem się na pierwsze zajęcia i zobaczyłem zawodowca. Słowa zawodowiec na terytorium polskiego show-biznesu używam rzadko. Więcej tu przypadku zmieszanego z talentem i jakąś spinką wynikającą z amatorskiego chaosu niż zawodowstwa. Widok Madonny, która debiutując na stadionie w Filadelfii podczas koncertu Live Aid w 1985 r., osobiście odmierzała strefę oświetlaną przez czerwony reflektor i zaznaczała ją kredą, w Polsce nie przytrafił mi się nigdy. Od pierwszego spotkania nie mogłem wyjść ze zdumienia. Demon znał wszystkie płyty Lady Gagi, Madonny, Iron Maiden, Beyoncé, Pink Floyd, Metalliki, a nawet moje.
Znał utwory z dziesiątków gatunków muzyki w dziesiątkach wykonań, nawet bluesa, o co nikt go chyba nie podejrzewał. Nucił je w trakcie prób w oryginalnych wersjach językowych, bo języki zna. Poprawiał wpadki lingwistyczne i wykonawcze u swoich podopiecznych z wielkim taktem, czym zjednywał ich zaufanie w trymiga. Wiedząc, że utwory są skrócone do 2 minut i 30 sekund, szukał najbardziej efektownych skrótów.
I dwa unikatowe dary, które się ujawniły post factum: instynkt wyboru wokalistów oraz zmysł dobierania im repertuaru. Nikt nie odważył się pójść tak daleko. Błyszcząca wokalnie Monika Ulrik dostała polecenie wykonania heavymetalowego songu z repertuaru zespołu Iron Maiden. Równie dobrze mógł o to poprosić Lizę Minelli. Tymczasem Monika zmiotła widownię wraz z konkurencją – tak śmiałego, wręcz broadwayowskiego, a przy okazji mistrzowskiego wykonania w tym programie nikt nie zaliczył. Telewidzów Nergal uwiódł gadką. Inteligentną, celną, głoszoną z pasją, uśmiechem i nutą prowokacji. Nie zauważyłem, by przekroczył granicę dobrego smaku, i na pewno nie wypuścił dymu palonej siarki.
Taka gadka to pozornie łatwa rzecz. Wśród polskich artystów przyjęło się, że wyłażą na mównicę bez przygotowania, mówią pod wpływem chwili, ufając własnej inteligencji i emocjom. Potem stękają nieudolne podziękowania za nagrody, gdy je odbierają. Nergal był od tej strony przygotowany doskonale. Do każdego programu miał w zanadrzu kilka powiedzonek, nad którymi wcześniej pracował, by po nie sięgnąć, gdyby coś go zaskoczyło. Inteligencja asekurowana pracą – rzadkość, która go kwalifikuje raczej na konsultanta do wszystkich telewizji niż na listę osób zbanowanych. Dzięki temu wszystkiemu stał się gwiazdą programu.
Pytanie, co dalej. Byłbym zdumiony, gdyby komuś wróciła chęć zapolowania na Nergala przy okazji kolejnej edycji „Voice". Facet podniósł poziom muzyki w mediach publicznych i zaprezentował rzadko spotykany profesjonalizm. Ścigaczom satanizmu wyjaśniam, że jest to człowiek równie niebezpieczny jak moje wystąpienie w 1980 r. w Sali Kongresowej, kiedy zaintonowałem na gitarze hymn radziecki spleciony z sygnałem Głosu Ameryki.
Ówcześni inkwizytorzy w trakcie koncertu w ostatniej chwili zabrali mi mównicę z napisem „PZPR" spod nóg, a potem dostałem zakaz grania. ZBIGNIEW HOŁDYS Muzyk, kompozytor, były lider grupy Perfect, dziennikarz
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.