Polscy badylarze trzymają się mocno. Gnębią ich wysokie koszty energii i import z Afryki, ale nadal utrzymują silną pozycję na kwiaciarskiej mapie Europy. 8 marca to ich najlepszy dzień w roku.
W gospodarstwie ogrodniczym rodziny Orłowskich w Kościuszkach pod Kaliszem nastał czas żniw. Praca wre od świtu do późnego popołudnia. W szklarniach i sortowni uwijają się nie tylko robotnicy, lecz także członkowie rodziny. Starsi i młodsi zakasali rękawy, by zdążyć na czas. Trzeba ściąć, zapakować i wysłać w świat dziesiątki tysięcy tulipanów i róż, których wzrostem sterowano tak, by zakwitły właśnie teraz, w przeddzień 8 marca.
To jedna z dwóch magicznych dat dla kwiaciarzy, kiedy sprzedaż rośnie kilkukrotnie. Drugi taki dzień w roku to 1 listopada, ale wtedy królują chryzantemy. – Większe zamówienia spływają także przed świętami i popularnymi imieninami. Walentynki są przereklamowane. Kiedy są mrozy, klienci nie kupują kwiatów, bo nie donieśliby ich nawet do domu – mówi Elżbieta Orłowska, seniorka rodu, która powoli przekazuje prowadzenie biznesu synowi.
Więcej możesz przeczytać w 10/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.