Platforma Obywatelska potykała się sondażowo wiele razy. I zawsze wychodziła z tego obronną ręką. Po burzach i zawirowaniach Tusk z drużyną znowu trafiali na czoło tabeli. Po części dlatego, że kłopoty nie były tak poważne, jak się wydawało. Czasem dlatego, że szybka wymiana składu ratowała charyzmę i popularność premiera dość skutecznie, by było jasne, że jego ludzie miewają kłopoty – on nigdy.
Tym razem jednak batalia zdaje się poważniejsza. I mniej istotne, czy dlatego, że po czterech latach miłego konsumowania władzy zaczęło się prawdziwe rządzenie – czytaj: trudne decyzje, czy też Donald Tusk stracił rękę do ludzi i kilka resortów obsadził po prostu fatalnie.
Jak na liczbę wpadek, gaf i błędów sondażowe tąpnięcie z początku roku to i tak łagodna kara. Premier jednak najwyraźniej uznał, że od takich potknięć może się zacząć prawdziwy zjazd na dno. Więc tak jak jesienią w kampanii zdecydował, że to on bierze na siebie bitwę o końcowy wynik, tak i tym razem usunął ministrów w cień. I pokazuje, że bycie kanclerzem to jego życiowa rola.
Może się jednak okazać, że tak mocna reakcja na serię błędów to strzał z armaty do wróbla. Mimo niewątpliwego wdzięku, z jakim Tusk rozgrywał – albo raczej ogrywał – opozycję i koalicjanta w sprawie emerytur, jasne jest, że z kłopotami i błędami żadnemu politykowi nie jest do twarzy. Władza zużywa, a rządowy bieg z przeszkodami męczy i zużywa podwójnie. Doświadczyli tego wcześniej tak twardzi zawodnicy jak Włodzimierz Cimoszewicz czy Leszek Miller. Ten pierwszy, mimo osobistej uczciwości, przegrał jednym zdaniem. Ten drugi brał władzę na zgliszczach AWS, zgarnął rekordową wygraną, proeuropejskie wiatry nadzwyczaj mu sprzyjały – a i tak padł w ogniu walki.
Jeśli szef rządu będzie firmował każdą z nietrafionych decyzji swoich ministrów, wkrótce się okaże, że plecak z problemami jest tak ciężki, że przygniecie nawet tak sprytnego gracza jak Tusk. W karierze każdego polityka jest punkt krytyczny, po którym wszystko, nawet racjonalne i rozsądne posunięcia, zaczyna wyborcom przeszkadzać. Premier już raz tego doświadczył, kiedy bezlitośnie wytykano mu nawet nieczęstą wśród polskiej klasy politycznej umiejętność przepraszania. Stał się nieomal polskim Mr Przepraszam, choć w każdym przypadku przeprosiny nie były proste i z pewnością kogoś określanego mianem samca alfa sporo musiały kosztować.
Do tego wszystkiego dochodzi czas. Nawet uznając, że Platformie nie zabraknie skali i kiedy przyjdą jeszcze poważniejsze tarapaty, wciąż będzie potrafiła znaleźć przekonująco brzmiące argumenty, to używanie ich przez trzy i pół roku musi być zabójcze. Jeśli zaś utrzymanie kursu „na lidera" okaże się trwałe, Polacy będą mieli dosyć Tuska jak niewielu polityków w najnowszej historii. I to niezależnie, czy będzie się chował przed opinią publiczną – jak w pierwszych miesiącach po wyborach, czy też wyjdzie z okopów na front – jak ostatnio.
Tych wszystkich dylematów i niebezpieczeństw premier mógłby w dużej części uniknąć – i to dość łatwo. Kłopot w tym, że trzeba do tego umiejętności dzielenia się władzą.
Donald Tusk rozsmakował się we władzy samodzielnej. Dzieli się nią tylko tam, gdzie materia jest zawiła, skomplikowana i ewidentnie przekracza jego kompetencje. Tak jest w finansach czy funduszach unijnych. Stąd tak silne pozycje ministrów kierujących tymi resortami. W całej reszcie zagadnień szef rządu porusza się w swojej opinii całkiem sprawnie. Więc gani, ruga i strofuje ministrów, przejmując i wchodząc w ich role. Póki nie uzna, że warto się podzielić władzą – a być może i sukcesami – pozostanie mu rola supernadzorcy. Rola, w której na końcu III aktu, kiedy zamiast braw usłyszy gwizdy, będzie mógł tylko wyrzucić swoich aktorów z teatru. Tyle że zaraz potem widownia podziękuje i jemu.
Dziś trudno zgadnąć, dlaczego polityk, który odniósł tak niebywały sukces, wygrywając drugie z rzędu wybory, nie toleruje wokół siebie silnych osobowości. Ale widać wyraźnie, że z taką polityką, daleką od miłości, rządzić będzie coraz trudniej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.