Ale to był żart dobry na czasy, kiedy wojsko było z poboru i czasami ledwo się mieściło na koszarowych pryczach, bo Armia Ludowa marzyła o tym, by – kiedy przyjdzie okazja – znowu powalczyć o pokój na ziemi. Dzisiaj mamy armię zawodową, która, jak wyczytałem kilka dni temu w „Dzienniku Gazecie Prawnej", liczy zaledwie 96 tys. etatów. W tej liczbie mieści się 102 generałów, 1486 pułkowników, co powoduje, według przeliczeń, że jeden generał przypada na jeden batalion, a jeden pułkownik może dowodzić 1/3 kompanii. Biorąc pod uwagę to, że istnieją jeszcze takie rangi, jak major, kapitan i porucznik, to wyjdzie nam, że jeden oficer przypada na dwóch, góra trzech szeregowców. W tej sytuacji można dojść do wniosku, że problem w naszej armii przypomina mniej więcej ten na kolei, gdzie dyżurny ruchu jest też zwrotniczym, kasjerką i sprzątaczką czy specjalistką zmywania powierzchni płaskich, jak się to tam nazywa. Tu generał dowodzi, pułkownik zastanawia się już kim, kapitan jest jak ojciec, który ma trzech synów na utrzymaniu, sierżant z kapralem zamiatają koszary, a żołnierz albo ćwiczy indywidualnie, albo myśli, co on tu robi. I pewnie częściej myśli, niż maszeruje, bo tylko w roku, który minął, opuściło szeregi wojska prawie siedem i pół tysiąca żołnierzy, głównie tych najmłodszych, i to nie czekając nawet na wysługę lat, która zmiejszyła się z 21 do 16. Nie odchodzą tylko ci wyżsi rangą, bo chcą dociągnąć do pełnej emerytury albo doczekać czasów, kiedy będą mieć pod swoją komendą przynajmniej tylu żołnierzy, co Lech Wałęsa dzieci.
Po przeczytaniu tego artykułu zadzwoniłem do swojego przyjaciela, który doczekał się zasłużenie podpułkownika, i zapytałem. – Jak tam sobie dajesz radę ze swoimi szeregowcami, Januszku? – To nie jest kraj dla starych ludzi – usłyszałem – Czemu? – Jeden z szeregowych w mojej kompanii chce wrócić do mamy, drugi woli być kasjerem w Biedronce, a trzeci po każdej komendzie: „baczność!", „spocznij!” , „biegiem marsz!”, od razu wybiera się do psychologa. I mało brakuje, że ja z nim. – To w takim razie to nie jest kraj dla młodych ludzi. – Ja mówiłem o sobie – odpowiedział bez zastanowienia. – To wszystko jest nie do ogarnięcia. – A pomyśl, Januszku – przerwałem te żale – co mają powiedzieć posłowie, którzy w twoim wieku dostali od pani marszałek Kopacz iPady? – I dodałem: – To dopiero nie jest kraj dla starych ludzi.
PS Teraz zrozumiałem, dlaczego koszar nie pilnują żołnierze, tylko agencje ochroniarskie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.