Po pierwsze, emerytura nie jest żadnym prawem człowieka ani zdobyczą cywilizacji. Jest jednym wielkim uprzywilejowaniem jednych kosztem drugich. 1/3 wpływów ZUS to wpływy z budżetu (z podatków). Ludzie pracy są okradani tylko po to, aby inni ludzie pracy stali się emerytami.
Po drugie, bezrobocie jest nieszczęściem, a nie szczęściem. Ciekawe, że jeżeli 50-latek pozostaje bez pracy, stanowi poważny problem moralny i gospodarczy – a 65-latek stanowi problem... jeżeli ma pracę i nie chce jej oddać. Niech każdy pracuje, jak tylko może najdłużej, chyba że zachorował – wówczas niech idzie na rentę! I nie ma znaczenia, czy skończył 29 lat, czy 92 – kto nie może pracować, niech ma pomoc socjalną, kto może pracować, niech pomaga sobie sam.
Po trzecie, wyliczenia, że właściwy wiek emerytalny wynosi np. 60 lat albo 67, są nic niewarte. Aby wpłaty/wypłaty ZUS się bilansowały, wiek emerytalny trzeba by przesunąć na jakieś 73–74 lata.
Po czwarte, obowiązkowość emerytur oznacza z zasady, że ludzie są niesamodzielnymi głupcami – w życiu by nie pomyśleli, że na starość przydałaby się im zapomoga, zatem bez przymusu państwowego nie będą nic odkładali. Jeżeli to prawda, że człowiek jest idiotą (bywa, jasna rzecz!), to odwołajmy demokrację. Jak można dzielić się troską o państwo z ludźmi, którzy nie potrafią zadbać nawet o siebie?
Wiem, tak trudno jest nie kłamać, zwłaszcza jak się jest politykiem. Współczuję.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.