Do hodowców trzody chlewnej dopłacimy po 10 złotych
Pod koniec stycznia na wsi rozpoczyna się sezon blokad. To dobra pora. W gospodarstwie niewiele roboty, a na blokadzie wesoło, choć - jak wykazały wydarzenia minionego tygodnia - policja bywa czasem niemiła. Generalnie jednak można się spotkać z kolegami, podroczyć z podróżnymi wracającymi z urlopów i, jeśli przyjedzie telewizja, śpiewać Rotę. Blokady trwają, choć rozpoczęto skup interwencyjny - 11 lutego rząd zadecydował, że Agencja Rynku Rolnego kupi do 50 tys. ton półtusz wieprzowych za 235 mln zł. Jak poinformował obrzucony ostatnio w Poznaniu jajami wicepremier i minister rolnictwa Jarosław Kalinowski, "w przeliczeniu na ceny żywca wieprzowego będzie to od 3,10 zł do 3,30 zł za kg w zależności od klasy". Andrzeja Leppera podwyżka cen skupu o 30-40 gr nie zadowoliła. Zaproponował więc z przekąsem: "za 3,20 zł, i do tego jeszcze bez gwarancji skupu, niech Kalinowski tę trzodę chlewną sobie sam chowa".

Siusianie na pożar lasu
Nie wiadomo, czy wicepremier Kalinowski skorzysta z rady Andrzeja Leppera. Wiadomo natomiast, że w przeliczeniu na podatnika skup interwencyjny będzie dodatkowym obciążeniem w wysokości 10 zł, a i tak nie rozwiąże problemu. Po pierwsze, dlatego że nadwyżka wieprzowiny na rynku oceniana jest na 150 tys. ton, więc skup interwencyjny zniweluje najwyżej jedną trzecią "świńskiej górki". Po drugie, dlatego że pogłowie świń jest takie samo jak w roku 1998 (wtedy to były blokady!) i wynosi 19 mln zwierząt, czyli jest o dwa miliony większe niż w latach 2000-2001, kiedy nie uskarżaliśmy się na brak mięsa. Po trzecie, mimo narzekań na niską opłacalność chowu, nic nie wskazuje na to, by hodowcy chcieli zmniejszać stada (w grudniu 2002 r. wskaźnik krycia loch był jedynie o 0,5 proc. mniejszy niż rok wcześniej).
Zastosowana metoda, czyli skup interwencyjny, spowoduje, że na rynku pojawi się jeszcze więcej wieprzowiny. Rolnicy, otrzymując dodatkowe pieniądze, wprawdzie nie przestaną narzekać, ale nie ograniczą też hodowli. To oznacza, że produkcja wieprzowiny nie zmaleje, a rolnicy pod koniec stycznia 2004 r. znów wyjdą na drogi. Wtedy rząd ponownie wysupła parę groszy na skup, czyli zaaranżuje kolejne spotkanie sił porządkowych z rolnikami w styczniu 2005 r. Kiedy ta zabawa się skończy, nie potrafią przewidzieć najlepsi polscy jasnowidze.
A wszystko przez naszą znakomitą politykę rolną. Porównać ją można jedynie do siusiania na pożar lasu. Jak wiadomo, jest to technika obrony przeciwpożarowej mało wydajna, za to szalenie niebezpieczna dla stosowanego urządzenia gaśniczego.
Łańcuch pokarmowo-podatkowy wieprza
Człowiek zbiera zboże. Zboże zjada świnia. Człowiek zjada świnię i sadzi zboże po to, by chować świnie. Ta zasada łańcucha pokarmowego jest tak prosta, że uczą jej nawet na uczelniach, które ukończyli posłowie PSL i Samoobrony. Powinni oni zatem wydedukować, że świń w Polsce jest zbyt dużo, ponieważ produkujemy zbyt dużo zboża. Zboża, którego producent nie może sprzedać i dlatego musi nim (on sam albo jego sąsiad) skarmić świnie.
I tutaj przechodzimy do drugiego łańcucha, tym razem podatkowego. Z powodu utrzymywania stałych dopłat do zboża (w UE tona pszenicy kosztuje ok. 400 zł, w Polsce w ramach skupu interwencyjnego - 550 zł) przed żniwami w zeszłym roku mieliśmy 4 mln ton nadwyżki ziarna. Można było przewidzieć, że jej wynikiem będą niskie ceny i kłopoty ze skupem. Po blokadach (tym razem producentów zboża) rząd zdecydował się na rekordowy skup zboża (6,6 mln ton). Interwencja pochłonęła gros budżetu Agencji Rynku Rolnego liczącego w ubiegłym roku 2,3 mld zł (w tym roku już 3,4 mld zł - czyli 130 zł na podatnika). Dotacje nie zadowoliły chłopów i nie spowodowały, że z rynku zniknęła nadwyżka. Można szacować, że kilkadziesiąt osób i firm posiadających elewatory przejmuje - niekoniecznie w sposób stuprocentowo uczciwy - około połowy dopłat, łaskawie zostawiając resztę prawie milionowi producentów zboża. Dopłaty były jednak na tyle wysokie, że nie wymusiły zmiany upraw i spowodują też, że w roku 2004 historia się powtórzy.
Powstała sytuacja paradoksalna. Zboża mamy za dużo, mimo to jest drogie, a rolnicy zarabiają zbyt mało. Zboża jest zbyt dużo, więc mamy zbyt dużo świń, a skoro ich chów jest zbyt drogi, producenci zbyt mało zarabiają. Wynika z tego, że ponieważ dotowaliśmy z podatków zboże, musimy - z podatków - dotować skup wieprzowiny. Tego łańcucha podatkowego nawet najmądrzejsza świnia zrozumieć nie zdoła.
Jak liczy chłop? |
---|
Rolnicze lobby rachuje w następujący sposób: koszt uprawy hektara zboża sięga 15-16 tys. zł; przeciętna wydajność z hektara wynosi 30 kwintali, czyli cena 500-520 zł za kwintal zboża daje jedynie zwrot poniesionych kosztów. By rolnik uprawiający 5 ha mógł się utrzymać, dostając 3-4 tys. zł na czysto, trzeba mu za kwintal zapłacić co najmniej 600 zł. Koszt wyprodukowania kilograma żywca wieprzowego to 3 zł. Żeby rolnik produkujący rocznie 30 tuczników mógł wyżyć z ich hodowli, za kilogram żywca powinien otrzymać co najmniej 4 zł. W tym rachunku wszystko się zgadza, z wyjątkiem jednej rzeczy. Rolnikowi, który zbiera tylko trzy tony ziarna i ponosi koszty produkcji w wysokości 16 tys. zł, trzeba zaproponować, żeby dał sobie spokój ze zbożem i zaczął uprawiać peluszkę. Podobnej rady należy udzielić producentowi, który chce produkować 30 tuczników, karmiąc je zbożem. |
Więcej możesz przeczytać w 8/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.