Prezydent USA zaryzykował inwestycję w ryzyko
Od czasu wprowadzenia przez Abrahama Lincolna pierwszego podatku dochodowego, który miał zapewnić dopływ gotówki potrzebnej do prowadzenia wojny domowej, podstawą systemu fiskalnego Stanów Zjednoczonych są dwie elementarne zasady sprawiedliwości społecznej: zamożnych obowiązują wyższe stawki podatkowe niż ubogich; opodatkowane są wszelkie formy dochodu - pensje, dywidendy, odsetki, zyski kapitałowe. Teraz jednak ma się to zmienić. Na początku stycznia George Bush zaproponował zwolnienie dywidend z federalnego podatku dochodowego od osób fizycznych. To bardzo odważne posunięcie. Nie zdecydował się na nie nawet Ronald Reagan, choć w ramach słynnej reagonomiki znacząco zmniejszył stawki podatkowe. Propozycja Busha przewiduje także przyspieszenie redukcji podatku dochodowego, wprowadzenie zachęt inwestycyjnych dla niewielkich przedsiębiorstw oraz dopłaty do szkoleń zawodowych. Bush przekonuje, że rezygnacja z podatku od dywidend zachęci do inwesto-
wania, zmniejszy bezrobocie i stworzy podstawy wzrostu gospodarczego.
Przyrost dzięki cięciom
Propozycja Busha dotycząca zniesienia opodatkowania dywidend wywołała gorącą debatę w środowiskach ekonomicznych w USA. - Nie znam innego sposobu na to, by zapewnić podobną szansę zwiększenia dochodów - twierdzi Robert Hall, ekonomista z Uniwersytetu Stanforda, który kieruje komitetem ds. cyklów boomu i recesji w Narodowym Biurze Badań Ekonomicznych. Niższe opodatkowanie zysków kapitałowych sprawia, że inwestycje przynoszą większe zyski. Wyższa wartość inwestycji przyczynia się z kolei do wzrostu gospodarczego, a ponadto pozwala zwiększać produkcję. Co więcej, Stany Zjednoczone mogą prosperować tylko wówczas, gdy inwestorzy będą gotowi ryzykować i finansować innowacyjne przedsiębiorstwa oraz technologie. Jednym ze sposobów zachęcenia ich do tego może być rezygnacja z opodatkowania ich zysków.
O tym, że szybko rozwijająca się, produktywna gospodarka może zapewnić korzyści także osobom uboższym i osiągającym przeciętne dochody, Amerykanie przekonali się w latach 90. Laurence Ball z Johns Hopkins University i Gregory Mankiw z Harvardu przypominają, że to rozwijająca się produkcja przyczyniła się do spadku bezrobocia. Dzięki temu przedsiębiorstwa zaczęły przyjmować i szkolić pracowników, którzy wcześniej nie mieli szans na zatrudnienie. W połowie minionej dekady bezrobocie zmalało do 5,5 proc., równocześnie zaczęły rosnąć płace. Jak oceniają analitycy z banku Goldman Sachs, w wyniku redukcji podatków amerykańską gospodarkę w 2003 r. powinny dodatkowo zasilić inwestycje o wartości 50-75 mld USD. W 2004 r. byłoby to przypuszczalnie aż 150 mld USD.
Magia nowej gospodarki
Oponenci prezydenta nie chcą przyjąć do wiadomości, że zyski z dywidend, odsetek oraz innych zysków kapitałowych czerpie dziś znacznie więcej Amerykanów niż jeszcze 20 lat temu. Doradców ekonomicznych prezydenta trapią poważniejsze wątpliwości. Liczby przedstawione w planie Busha są wprawdzie imponujące, ale 674 mld USD wpompowanych w gospodarkę w ciągu dziesięciu lat to jednak nie aż tak wiele w porównaniu ze skalą amerykańskich megainteresów. To suma znacznie niższa od procentu PKB w najbliższym dziesięcioleciu, nawet gdyby wziąć pod uwagę umiarkowane szacunki tempa wzrostu gospodarczego. Rada doradców ekonomicznych Busha zakłada, że zniesienie podatku od dywidend zwiększy liczbę amerykańskich fabryk oraz ilość wykorzystywanego w nich sprzętu niespełna o procent. W czasie boomu inwestycyjnego w drugiej połowie lat 90. wartość inwestycji w aktywa (nie licząc inwestycji w domy i mieszkania) wzrastała w Stanach Zjednoczonych niemal o 4 proc. rocznie.
Kolejnym poważnym problem może być wzrost deficytu budżetowego po zniesieniu podatku. Administracja Busha zakłada, że szybszy wzrost gospodarczy zapewni dostatecznie wysokie dodatkowe wpływy z podatków i deficyt nie wymknie się spod kontroli. George Bush zaproponował jednak coś znacznie więcej niż inwestycję w ryzyko, coś bardzo bliskiego jego rodakom. Zaoferował magię czasów nowej gospodarki.
Pełny tekst o skyutkach planu Busha w lutowym numerze edycji miesięcznika "Business Week"
wania, zmniejszy bezrobocie i stworzy podstawy wzrostu gospodarczego.
Przyrost dzięki cięciom
Propozycja Busha dotycząca zniesienia opodatkowania dywidend wywołała gorącą debatę w środowiskach ekonomicznych w USA. - Nie znam innego sposobu na to, by zapewnić podobną szansę zwiększenia dochodów - twierdzi Robert Hall, ekonomista z Uniwersytetu Stanforda, który kieruje komitetem ds. cyklów boomu i recesji w Narodowym Biurze Badań Ekonomicznych. Niższe opodatkowanie zysków kapitałowych sprawia, że inwestycje przynoszą większe zyski. Wyższa wartość inwestycji przyczynia się z kolei do wzrostu gospodarczego, a ponadto pozwala zwiększać produkcję. Co więcej, Stany Zjednoczone mogą prosperować tylko wówczas, gdy inwestorzy będą gotowi ryzykować i finansować innowacyjne przedsiębiorstwa oraz technologie. Jednym ze sposobów zachęcenia ich do tego może być rezygnacja z opodatkowania ich zysków.
O tym, że szybko rozwijająca się, produktywna gospodarka może zapewnić korzyści także osobom uboższym i osiągającym przeciętne dochody, Amerykanie przekonali się w latach 90. Laurence Ball z Johns Hopkins University i Gregory Mankiw z Harvardu przypominają, że to rozwijająca się produkcja przyczyniła się do spadku bezrobocia. Dzięki temu przedsiębiorstwa zaczęły przyjmować i szkolić pracowników, którzy wcześniej nie mieli szans na zatrudnienie. W połowie minionej dekady bezrobocie zmalało do 5,5 proc., równocześnie zaczęły rosnąć płace. Jak oceniają analitycy z banku Goldman Sachs, w wyniku redukcji podatków amerykańską gospodarkę w 2003 r. powinny dodatkowo zasilić inwestycje o wartości 50-75 mld USD. W 2004 r. byłoby to przypuszczalnie aż 150 mld USD.
Magia nowej gospodarki
Oponenci prezydenta nie chcą przyjąć do wiadomości, że zyski z dywidend, odsetek oraz innych zysków kapitałowych czerpie dziś znacznie więcej Amerykanów niż jeszcze 20 lat temu. Doradców ekonomicznych prezydenta trapią poważniejsze wątpliwości. Liczby przedstawione w planie Busha są wprawdzie imponujące, ale 674 mld USD wpompowanych w gospodarkę w ciągu dziesięciu lat to jednak nie aż tak wiele w porównaniu ze skalą amerykańskich megainteresów. To suma znacznie niższa od procentu PKB w najbliższym dziesięcioleciu, nawet gdyby wziąć pod uwagę umiarkowane szacunki tempa wzrostu gospodarczego. Rada doradców ekonomicznych Busha zakłada, że zniesienie podatku od dywidend zwiększy liczbę amerykańskich fabryk oraz ilość wykorzystywanego w nich sprzętu niespełna o procent. W czasie boomu inwestycyjnego w drugiej połowie lat 90. wartość inwestycji w aktywa (nie licząc inwestycji w domy i mieszkania) wzrastała w Stanach Zjednoczonych niemal o 4 proc. rocznie.
Kolejnym poważnym problem może być wzrost deficytu budżetowego po zniesieniu podatku. Administracja Busha zakłada, że szybszy wzrost gospodarczy zapewni dostatecznie wysokie dodatkowe wpływy z podatków i deficyt nie wymknie się spod kontroli. George Bush zaproponował jednak coś znacznie więcej niż inwestycję w ryzyko, coś bardzo bliskiego jego rodakom. Zaoferował magię czasów nowej gospodarki.
Pełny tekst o skyutkach planu Busha w lutowym numerze edycji miesięcznika "Business Week"
Więcej możesz przeczytać w 8/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.