Paryż nie należy do struktury wojskowej sojuszu od 1966 r. i od tego czasu zabiega o to, by NATO nie było zbyt silne. Francuzi co najmniej od ery generała de Gaulle'a budowali swoją politykę międzynarodową na rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi, często wyimaginowanej. Kolejni prezydenci Francji dążyli do ograniczenia obecności amerykańskiej w Europie. W czasie zimnej wojny zdrowy instynkt samozachowawczy nie pozwalał Paryżowi na zbyt intensywne wypychanie Amerykanów z kontynentu. Bez amerykańskiego parasola atomowego i żołnierzy USA Europa łatwo padłaby łupem imperium sowieckiego. Po roku 1991, kiedy rozpadł się Układ Warszawski, a potem Związek Sowiecki, zagrożenie zmalało. Na przeszkodzie antyamerykańskiej polityce stały jednak Niemcy. Helmut Kohl chciał odbudowywać mocarstwową pozycję Niemiec powoli i bez konfliktu z Waszyngtonem. Nastąpiło ochłodzenie na linii Paryż - Berlin, bo Niemcy nie zgadzali się na bycie politycznym karzełkiem w duecie z Francją, a Paryż nie wyobrażał sobie zejścia na drugi plan.
Paliwo antyamerykanizmu
Objęcie rządów w Niemczech przez socjaldemokratów nie zwiastowało zmian na lepsze. Niemiecko-francuski motor Unii Europejskiej zatarł się na dobre. Oba kraje zaczęły zabiegać o wsparcie Londynu i coraz częściej rywalizowały o wpływy w krajach aspirujących do UE i NATO. Paliwem do ponownego uruchomienia tego motoru stał się antyamerykanizm. Kanclerz Schröder wygrał wybory w Niemczech pod hasłem: "nie" dla wojny z Irakiem! I wszedł w poważny konflikt z Waszyngtonem. Dostrzegając to, Francuzi postanowili zrealizować marzenie o wspólnym z Niemcami froncie antyamerykańskim. Mimo wcześniejszych uzgodnień z Waszyngtonem zażądali kolejnej rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Iraku, a przy okazji - do spółki ze Schröderem - zorganizowali minizamach stanu w Unii Europejskiej. Nie uzgodniona z nikim propozycja obu państw, by zmienić sposób zarządzania wspólnotą, wywołała irytację większości starych i wszystkich nowych członków UE.
Duże i średnie kraje rozszerzającej się Unii Europejskiej przygotowały list ośmiu, który był manifestem proamerykańskiej orientacji w Europie. Minęło kilka dni i okazało się, że Paryż i Berlin mogą liczyć wyłącznie na Belgię i Austrię. Nawet przewodząca unii Grecja zaczęła się wycofywać ze stanowiska niechętnego wobec Ameryki. Chirac i Schröder postanowili jednak zalicytować jeszcze wyżej. Na posiedzeniu Rady Ambasadorów NATO trzech z nich: Belg, Francuz i Niemiec, zgłosiło weto wobec przygotowania planów obrony Turcji przed skutkami ewentualnego konfliktu w Iraku. Przypomnijmy: przygotowania planów, a nie wprowadzenia wojsk czy wsparcia uderzenia na Irak.
Sojuszniku, broń się sam!
Taka postawa wyżej wymienionej trójki oznacza negację obowiązującej w sojuszu zasady solidarności. Powstała oś zdrady. Zdrady zasad, które tworzyły NATO i zapewniały jego członkom solidne poczucie bezpieczeństwa. Turcja powołała się na artykuł 4 traktatu waszyngtońskiego, zobowiązujący sojuszników do odbycia stosownych konsultacji na prośbę państwa, które poczuje się zagrożone. Naturalnie Berlinowi i Paryżowi chodziło o kolejny gest wymierzony przeciwko USA i zademonstrowanie niechęci do planów prezydenta Busha. Konsekwencje takiego kroku mogą być jednak dramatyczne. Sekretarz stanu Colin Powell stwierdził, że istnienie NATO jest zagrożone. Kongresmani z Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów byli jeszcze bardziej bezpośredni. "Stany Zjednoczone powinny stworzyć sojusz wojskowy, w którym takie drugorzędne państwo jak Francja nie będzie miało prawa weta" - oznajmił kongresman Peter King.
Kryzys NATO fatalnie wpływa na samopoczucie państw Europy Środkowej. Okazuje się, że zdobyte ogromnym wysiłkiem - także finansowym - zaproszenie do NATO dla Litwy, Bułgarii czy Słowacji może się okazać zaproszeniem do klubu zajmującego się wszystkim poza obroną swoich członków. Deficyt poczucia bezpieczeństwa jest zaś w Europie Środkowej dotkliwie odczuwany. Mało czytelna gra polityczna Paryża i Berlina prowokuje do postawienia pytania: co się stanie, jeśli zagrożone będzie Wilno albo Sofia? Czy i wówczas sojusznicy odmówią nawet rozmów o obronie, bo grozi to wzrostem napięcia? A co z Warszawą i Pragą?
Ewolucja sojuszu trwa od kilkunastu miesięcy. Sygnałem, że NATO się zmienia, była dyskusja po 11 września 2001 r., kiedy Amerykanie zwrócili się o zastosowanie (po raz pierwszy w historii NATO) słynnego artykułu 5. Mówi on, że atak na jednego człon-
ka NATO jest traktowany jak atak na wszystkich pozostałych. Tymczasem - niestety, przy udziale Polski - uznano, że pomoc może mieć charakter dowolny, ustalany nie przez państwo zaatakowane, lecz przez udzielającego pomocy. Potem przyszły specjalne regulacje dotyczące stosunków z Rosją i wreszcie ostatni kryzys. NATO ostanie się jako organizacja kolektywnego bezpieczeństwa, a nie pakt obronny. Obronę będzie zapewniał nieformalny klub złożony z Amerykanów i ich przyjaciół. Chcąc osłabić obecność amerykańską w Europie, Niemcy i Francuzi osiągają efekt odwrotny od zamierzonego. Dla większości państw europejskich jedynie Waszyngton pozostaje gwarantem bezpieczeństwa.
Sojusz zimnej wojny |
---|
1949 W obliczu sowieckiego zagrożenia dwanaście państw tworzy Pakt Północnoatlantycki, czyli NATO. Jego członkowie gwarantują sobie wzajemną pomoc w razie napaści. 1952-1955 Do NATO przystępują Grecja, Turcja i RFN. 1967 NATO zastępuje doktrynę masowego odwetu doktryną elastycznego reagowania - zniesiono zasadę, że w wypadku uderzenia ze strony Układu Warszawskiego nastąpi kontruderzenie z użyciem broni atomowej. 1966 Francja występuje z wojskowych struktur NATO, pozostając w politycznych gremiach sojuszu. lata 80. NATO rozmieszcza w Europie Zachodniej rakiety dalekiego zasięgu jako przeciwwagę dla sowieckich rakiet w Europie Wschodniej. 1991 Rozwiązanie Układu Warszawskiego, wroga NATO. Powstaje koncepcja wysuniętej obecności wojskowej - potężne zgrupowania zostają zastąpione siłami bardziej mobilnymi, broń atomowa jest traktowana jako "ostateczny argument". 1995 Interwencja w Bośni - pierwsza operacja wojskowa sojuszu. 1997 Podpisanie karty NATO - Rosja - dawny wróg staje się strategicznym partnerem sojuszu. 1999 Przyjęcie do NATO Polski, Czech i Węgier; interwencja w Kosowie. 2001 Po ataku na Amerykę członkowie NATO uznają, że był to także atak na pozostałe państwa sojuszu. 2002 Powołanie Rady NATO - Rosja. Pojawia się propozycja utworzenia sił szybkiego reagowania do walki z terroryzmem i ochroną przed atakiem z użyciem broni masowego rażenia. listopad 2002 Na szczycie w Pradze sojusz został rozszerzony o siedem państw Europy Środkowej i Wschodniej. |
Niemcy nie są idiotami Edward Luttwak ekspert w amerykańskim Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), były doradca Departamentu Stanu i Narodowej Rady Bezpieczeństwa NATO przetrwa kryzys. Wszyscy uważali, że sojusz przestanie istnieć, gdy doszło do jego rozszerzenia w 1999 r., a mimo to uporał się z ówczesnymi zagrożeniami. Teraz powinno być podobnie. Problemem są Niemcy i Francja, które wyraźnie nie umieją się pogodzić z rolą średnich państw i próbują konkurować ze Stanami Zjednoczonymi. Oba kraje dążą do rozbicia NATO, nie podoba im się to, że europejski system bezpieczeństwa tworzy sojusz, w którym decydującą rolę odgrywają USA. Ten układ przede wszystkim drażni Paryż, który mógłby być przywódcą europejskich struktur, a musi znosić dyktat Waszyngtonu. Francja od 30 lat dąży do rozbicia paktu. Do tej pory te działania blokowały Niemcy, ale teraz wzięły stronę Francuzów. Ten kryzys nie będzie końcem NATO, głównie dzięki Berlinowi. Niemcy nie są idiotami i wiedzą, że nie mogą sobie pozwolić na to, by się na dłużej odwrócić od USA. Sądzę, że obecny rząd niedługo upadnie, a pierwszą decyzją nowego gabinetu będą przeprosiny Waszyngtonu za politykę kanclerza Schrödera. Nadzieja w Ameryce Dominique Moisi politolog, wicedyrektor Francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (IFRI) Obecny konflikt wyraźnie pokazuje, że NATO przechodzi bardzo głęboki kryzys tożsamości. Brakuje wyraźnego wroga, z którym walka byłaby wspólnym celem wszystkich członków sojuszu. Najbardziej jednak niepokojące jest to, że kryzys dotyczy stosunków USA i Europy. To nie jest spór między Francją i Niemcami z jednej strony, a Stanami Zjednoczonymi z drugiej. Właściwie wszyscy mieszkańcy Starego Kontynentu są przeciwni wojnie w Iraku, a poglądy na tę kwestię dzielą tylko rządy. Waszyngton zdaje się zastanawiać, czy istnienie NATO ma jeszcze sens. Mam wrażenie, że Stany Zjednoczone poważnie myślą o wycofaniu się z sojuszu, a na pewno nie chcą już ponosić kosztów jego utrzymania. Bez USA NATO umrze. Europa staje na rozstajach i niedługo będzie musiała podjąć decyzję, którą drogę wybrać. Są dwie możliwości: albo powstaną europejskie siły zdolne do szybkich i zdecydowanych działań, albo Europa stanie się wielką, neutralną Szwajcarią, która uznaje dominującą rolę USA na świecie. Nie wiem, na jakie rozwiązanie zdecydują się europejscy przywódcy. Mam nadzieję, że wybiorą pierwszy wariant, ale dzisiaj każde rozwiązanie jest możliwe. Paktu nie ma Alexander Rahr ekspert Niemieckiej Rady Stosunków Międzynarodowych (DGAP) NATO się rozpadło. Nikt nie wie jeszcze, jak będzie wyglądał sojusz w nowej formie, ale jego dotychczasowe możliwości działania się wyczerpały. NATO nie uczestniczy w wojnie w Iraku, nikt też nie zaprosi sojuszu do wzięcia udziału w podobnych akcjach w przyszłości. Nie ma jednej przyczyny rozpadu paktu. Z jednej strony, USA nie próbowały nawet konsultować swoich decyzji z pozostałymi członkami sojuszu, z drugiej, deklaracje kanclerza Schrödera też nie służyły jego umacnianiu. Do tego doszła jeszcze dziwna, często arogancka postawa przywódców NATO. Nie należy się spodziewać, że rolę paktu przejmą mające powstać siły wojskowe Unii Europejskiej. UE znajduje się w jeszcze głębszym kryzysie niż sojusz; coraz bardziej izolowany i spychany na margines jest niemiecko-francuski motor integracji europejskiej. Nie widać możliwości jego naprawy, nie ma też pomysłu na jego zastąpienie. Wydaje się, że w przyszłości gwarantem bezpieczeństwa europejskiego będą Stany Zjednoczone - jeśli zwyciężą w Iraku i uporają się z kryzysem gospodarczym - oraz ich sojusznik, Wielka Brytania. Sytuacja w ciągu kilku lat może się jednak zmienić, równie dobrze może się okazać, że wojna z terroryzmem przerodzi się w III wojnę światową i zachwieje pozycją USA na świecie. Mały nic nie może Sven Biscop ekspert w belgijskim Królewskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych (IRRI-KIIB) To nie jest pierwszy konflikt w historii NATO. Nie jest też najpoważniejszy; dużo groźniejszy był chociażby ten z lat 80. ubiegłego wieku, gdy Stany Zjednoczone chciały rozmieścić w Europie swoje systemy rakietowe. Źródłem obecnego kryzysu są różne koncepcje bezpieczeństwa prezentowane przez członków sojuszu. Francja i Niemcy uznały, że zgoda na ochranianie Turcji przez siły NATO zostałaby potraktowana jako wyraz poparcia zbrojnego usunięcia Saddama Husajna z Bagdadu i dlatego zdecydowały się odłożyć tę decyzję do zakończenia prac ONZ-owskich inspektorów rozbrojeniowych w Iraku. Belgia musiała się do nich przyłączyć - jesteśmy małym krajem, którego nie stać na własną politykę zagraniczną. Francja i Niemcy to nasi najbliżsi sąsiedzi, motor napędowy Unii Europejskiej, i nie możemy sobie pozwolić na to, by się im sprzeciwiać. |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.