Porażka mediacji watykańskiej w Iraku
W ostatnich dziesięcioleciach Watykan setki razy podejmował się międzynarodowych mediacji. Sukcesy dadzą się jednak policzyć na palcach jednej ręki. Mówi się o zażegnaniu konfliktu granicznego między Argentyną a Chile, o wyciszeniu nastrojów po wojnie futbolowej między Hondurasem a Salwadorem i... o niczym więcej. Próby podejmowane w Ruandzie, Libanie, Palestynie, Liberii, Indonezji, Timorze Wschodnim, Myanmarze czy Gwinei Bissau zakończyły się fiaskiem.
Po co irytować miliard muzułmanów?
Nieskuteczność watykańskiej dyplomacji najczęściej spowodowana jest pragnieniem osiągnięcia korzyści dla Kościoła, którego obowiązkiem jest dbać o wiernych i zakony. Dlatego też, wybierając między fundamentalistycznie islamskim Iranem, ograniczającym wolność wyznania katolików, a "laickim" Irakiem, tolerującym ponad pół miliona chaldejczyków, Watykan już przed laty postawił na Irak.
Co gorsza, swoje polityczne analizy i działania Watykan opiera często na stronniczych i niekompletnych informacjach, dostarczanych mu przez lokalne Kościoły i nuncjatury. Najlepszym przykładem jest Ziemia Święta. Izrael wielokrotnie boleśnie przekonywał się, że Watykan stoi po stronie Palestyńczyków, nawet jeśli jego ocena sytuacji jest ewidentnie błędna, jak w sprawie okupacji Bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem.
29 stycznia tego roku sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano podczas kolacji wydanej z okazji dwudziestopięciolecia swoich święceń powiedział grupie watykanologów, odnosząc się do konfliktu irackiego: "Jesteśmy przeciw wojnie niezależnie od tego, czy jest ona agresywna, czy obronna. Ta z pewnością nie jest obronna. Watykan stara się poddać pod rozwagę nie tyle to, czy ta wojna jest słuszna, ile to, czy Amerykanom opłaca się irytować miliard muzułmanów". Właśnie, Stolica Apostolska jest świadoma, że niezależnie od tego, czy dojdzie do wojny, czy uda się jej uniknąć, prestiż Watykanu w oczach dostojników islamskich zdecydowanie wzrośnie.
Takie wytłumaczenie o charakterze politologicznym oczywiście nie uwzględnia jeszcze ważniejszych dla Watykanu kwestii doktrynalnych, każących Kościołowi odrzucać wojnę jako sposób rozwiązywania międzynarodowych sporów. W tym kierunku zmierza całe nauczanie Jana Pawła II.
Wojna niesprawiedliwa
Istnieje wszelako papieska doktryna "interwencji humanitarnej" z okresu wojny bałkańskiej. Papież wzywał wówczas wspólnotę międzynarodową do zbrojnej interwencji w Bośni. Jej celem miało być powstrzymanie agresora (Serbii) gnębiącego bezbronny naród (Bośniaków). Jeszcze kilka miesięcy temu wielu katolików zadawało sobie pytanie, czy podobnej doktryny nie da się zastosować w stosunku do Iraku: wszak dwudziestotrzymilionowy naród od dwóch dziesięcioleci jest zdany na łaskę i (częściej) niełaskę oszalałego mordercy dyktatora. Wątpliwości nie rozwiewały kolejne wystąpienia papieża. Z jednej strony, Jan Paweł II potępiał terroryzm i sugerował, że "wspólnota międzynarodowa jest wezwana do podjęcia nowych, twórczych inicjatyw politycznych i ekonomicznych jako niezbędnej części walki przeciwko wszelkim formom terroryzmu" (7 września 2002 r.), a z drugiej, opowiadał się przeciwko wojnie, która "nigdy nie jest środkiem - jak każdy inny - do rozwiązywania międzynarodowych sporów". Dopuszczał jednak jej wybuch: "Wojna jest najostatniejszą z opcji, można ją wybrać pod bardzo ścisłymi warunkami, nie ignorując jej wpływu na ludność cywilną w trakcie i po zakończeniu konfliktu" (13 stycznia 2003 r.). Dzisiaj jednak nie ma już wątpliwości, że to, co mogło się stać "interwencją humanitarną" w Iraku, zostało przez Watykan napiętnowane jako "wojna niesłuszna".
Konsekwencje nowego kursu są poważne. Watykan zaczęto wymieniać obok Francji i Niemiec, zaczęto mówić o antyamerykańskim stanowisku Stolicy Apostolskiej. Jak wynika z wypowiedzi Condoleezzy Rice w wywiadzie udzielonym jednemu z włoskich tygodników, stosunki Watykanu ze Stanami Zjednoczonymi bardzo na tym ucierpią.
Etchegaray misjonarz beznadziei |
---|
Tarik Aziz, szef irackiej dyplomacji ("przekonany chrześcijanin", jak nazwał go kardynał Roger Etchegaray), poprosił o audiencję u papieża. Abdul Amir al Anbar, ambasador Iraku przy Stolicy Apostolskiej, oświadczył, że papież byłby mile powitany w Bagdadzie jako ktoś, kto przybywa, "by propagować pokój i zapobiec zbrodniczemu atakowi USA". Oczywiście o tym, by Jan Paweł II zechciał swoją obecnością legitymizować reżim iracki, nie ma mowy. Mimo to Watykan postanowił nie ustawać w przekonywaniu Saddama Husajna, by przestał być samym sobą. 6 lutego baskijsko-francuski kardynał Roger Etchegaray, watykański specjalista ds. misji niemożliwych, mówił dziennikarzom, że nigdzie się nie wybiera i ustalał zobowiązania na najbliższe tygodnie. 8 lutego dowiedział się, że ma jechać do Bagdadu, a dwa dni później był już w drodze. Nikt, nawet on sam, nie mógł mieć cienia nadziei na powodzenie misji. Nic więc dziwnego, że zakończyła się ona kolejną porażką dyplomacji watykańskiej. Etchegaray jest wyjątkowym kapłanem. Ukochany przez wiernych, ceniony przez nielicznych w Watykanie przedstawicieli "otwartego" Kościoła, dla wielu purpuratów kuryjnych jest solą w oku z powodu entuzjastycznego poparcia papieskiego "mea culpa" i dalekowzrocznego otwarcia na dialog międzyreligijny. Odbył dziesiątki misji międzynarodowych w imieniu Watykanu i papieża. Niestety, przydomek "kardynał ds. misji niemożliwych" wziął się głównie z oceny twardej rzeczywistości: bardzo niewiele spośród nich przyniosło pozytywne efekty. |
Więcej możesz przeczytać w 8/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.